środa, 21 sierpnia 2013

Pisała Megillin cz.13



  
Wysyłajcie swoje opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się podpisać!


CZĘŚĆ TRZYNASTA
-Pewnie myślisz sobie `Jest spokojny, ma łagodny uśmiech na twarzy, niczego się nie obawia. A przecież przyjdą tu, zapewne z policją. I wtedy zabiorą, go i zgniję w więzieniu. ` Pewnie myślisz ` To ja wygram, jeszcze tylko moment ` Ale nie Emily. Wybij to sobie z głowy. To ja wygrałem, to ja udowodniłem może nie  całemu światu, ale Tobie kim jesteś. Czy nie czułaś się winna, przepełniona żalem, i nienawiścią do siebie samej.?
-Tak, czuję się fatalnie. Czuję się jak szmata. To chciałeś usłyszeć.?! Żałuje tego wszystkiego, co się stało.. -wysyczała przez zęby, łapiąc powietrze niczym ryba.
Spojrzał na nią zaciekawiony. A potem wrócił do czynności, którą zajmował się przez ostatnie piętnaście minut.
-Mogłaś…- zaczął, ale jej zachrypnięty głos przerwał jej w tym.
-Wiem, co mogłam. Mogłam wiele, ale nie mam nic. Nie powtarzaj tego już. Znam tą śpiewkę na pamięć. Osiągnąłeś swój cel, w przeciwności do mnie wygrałeś. Więc czego jeszcze chcesz.? Po co mnie tu więzisz.? I tak trafie do więzienia. Wolę, aby to stało się już teraz.
-Więzienie..znalazłabyś się tam, w czasie praktycznie równoległym do naszego wyjazdu.
-Nie rozumiem, dlaczego nie wydałeś mnie policji. Po co organizowałeś tą całą pułapkę..
-To nie przyniosłoby takiego efektu. Ale spokojnie, już niedługo zobaczysz kratki więziennej celi.

Przez ramie przerzucił długi sznur na końcu, którego zawiązana była luźna pętla. Widok tej rzeczy przeraził ją. Na środku pokoju postawił krzesło, a potem wszedł na nie, i zaczął robić coś z nim tuż przy suficie.
-Co Ty robisz.?
- A jak myślisz.? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Bacznie przyglądała się każdemu jego ruchowi. Jej serce zaczęło mocniej bić, a po plecach przechodziły ją nieprzyjemne dreszcze…

***
Czuł się jak by, ktoś za nim biegł poganiając do przodu.. Czuł, że jego obowiązkiem jest pomóc jej bez względu na to jak, go potraktowała. Wsiedli do pierwszej napotkanej taksówki, niedaleko lotniska.
-Szukacie tu kogoś.? –  mężczyzna zadał pytanie, nie zważając na to czy okaże się byś wścibskim czy nie.
-A czemu pan pyta.?
-Bo może mógłbym jakoś pomóc.
Spojrzeli się po sobie. Łukasz zaczął mówić.
-Szukamy dość dużego, piętrowego domu. Mieści się na obrzeżach miasta..
Mężczyzna podrapał się po pozbawionej włosów głowie. Cofając się myślami do tyłu, nagle zatrzymał się na poboczu.
-Znam taki jeden domek. Tak mniej więcej miesiąc temu pewien facet kazał się zawieść tam.
-Był sam.?
-Nie, towarzyszyła mu piękna blondynka.
-Może pan ją opisać.? Czy może nie pamięta już pan… -włączył się szef Łukasza.
-Takich kobiet się nie zapomina..
-Nie wątpię. Niech ją pan opisze.. –niecierpliwił się Łukasz.
-Była ubrana z dużym gustem, szczególnie pamiętam jej jasny płaszcz. Trzymała, go w rękach. Miała rozpuszczone włosy, i .. pamiętam jeszcze jeden szczegół. Mówiła płynie po angielsku. Bo takim językiem się posługiwaliśmy.. podejrzewam, że to jakaś angielka.. a może.. –chciał jeszcze coś powiedzieć, ale Łukasz mu przerwał.
-Niech nas pan zawiezie na ulicę, gdzie mieści się ten dom. To dla nas bardzo ważne..
-Certamente (z włoskiego Oczywiście)

***

-W Twoich oczach widzę strach, obserwujesz mnie, boisz się … – usiadł na owym krześle.
Udało jej się poluźnić węzeł i znaleźć się w pozycji siedzącej.
-Całe moje życie to była jedna wielka, i obrzydliwie nudna gra. Najpierw to nieudane dzieciństwo, potem równie nieudana dorosłość. Moi rodzice byli przedsiębiorczymi ludźmi. Robili interesy w całej Europie. Gdy matka była w domu, to nie było ojca, a gdy był ojciec nie było matki. Na święta zostawiali mnie u rodziny. Ciocie, wujkowie, babcia i dziadek byli mi bliżsi niż sami rodzice. Czułem się samotny. Nie istniałem dla nich jako syn, którego można zabrać do kina, na lody, czy pograć w piłkę na podwórku. Od rodziców słyszałem tylko słowa typu ` Ucz się, chyba nie chcesz być nieudacznikiem`. Takie komentarze były na porządku dziennym. Człowiek do wszystkiego może się przyzwyczaić. I ja przyzwyczaiłem się do monotonii, jaka panowała na co dzień. Byłem taki jaki miałem być w wizji moich rodziców. Idealny syn, ułożony, pilny w nauce, znający swoje obowiązki. – przerwał na moment, dając jej możliwość na zadanie pytanie.
- A marzenia.? Nie posiadałeś ich.? – wykorzystała to.
-Każdy marzy, nawet najwięksi realiści są marzycielami. Miałem marzenia. Jako dziecko marzyłem o tym by rodzice byli w domu. Jako nastolatek by się mną zainteresowali, a jako już dorosły chłopak bym mógł się od nich wyprowadzić. Swoim brakiem czułości spowodowali, że każde ich słowo równało się jeszcze większej nienawiści z mojej strony w stosunku do nich. Brzydziłem się tego, i siebie także przez to znienawidziłem. Ale nie potrafiłem na to nic poradzić. To uczucie było we mnie, i nie potrafiłem, go wyeliminować. I robiłem to, co mi kazali. Ojciec zaplanował mi życie, zadbał o każdy jego element i nie miałem już nic do powiedzenia. Po studiach przejąłem jedną z jego firm, tam w Poznaniu. Wyprowadzając się z Warszawy nie czułem pustki. Była tylko jedna różnica w moim życiu – teraz żyłem robiąc wszystko według własnych planów, i przemyśleń. Musiałem nauczyć się podejmować decyzje odpowiednią dla mnie. Apotem poznałem Ciebie.. –wstał z krzesła i chodząc na około niego jak miał w zwyczaju opowiadał.
- Stałaś się dla mnie nadzieją na lepsze dni. Przy Tobie czułem się szczęśliwy. Ale i Ty mnie zawiodłaś.
Wiem jednak, że jest w moim życiu rzecz, którą zrobiłem dobrze. Odmieniłem Cię Emily. Może nie w całości, ale przynajmniej częściowo. To od Ciebie zależy to jak będzie wyglądać Twój świat w przyszłości.
Podszedł do niej nie spiesząc się. Jego wargi dotknęły jej czoła, w delikatnym pocałunku. Był spokojny, jak nigdy.
-Nigdy nikogo tak nie kochałem jak Ciebie..–mówiąc te słowa znów podszedł do krzesła. Wszedł na nie, zakładając przez szyje pętle od sznura przyczepionego do sufitu. Spoglądał na nią. Nie chciała na to patrzyć.
-Nie rób tego.! Wiktor.. Nie.! – jej głos niósł się po całej piwnicy i części mieszkania.
-Żegnaj Emily…
Zamknęła oczy nie chcąc na to patrzeć. Jego ciało martwe dopiero po chwili, wisiało na sznurze. Chciała się teraz obudzić..jednak to nie był sen.
Trzęsła się cała będąc w szoku. Nie potrafiła powstrzymać emocji. A potem drzwi do piwnicy się otworzyły, spojrzała do góry…

***

Stał tuż przed krzesłem, nad którym wisiał Wiktor. Osłupienie malowało się na jego twarzy, zaraz za nim stał jego szef.
-Boże..–powiedział mężczyzna.
Łukasz zwrócił głowę w stronę roztrzęsionej Emily. Przywiązana do łóżka,  leżała bezbronna, łagodna jak pobite zwierzę. Patrzyła na jego twarz równie intensywnie jak on na nią. Widziała w jego oczach żal, ale widziała też miłość. A przynajmniej tak jej się wydawało. Wciąż wierzyła, że nie przestał jej kochać. Że wciąż istniała jakaś część jej w jego sercu.
-Zabierz mnie stąd.. proszę Cię.. – zachrypiała błagalnym tonem.
Ocknął się jak by z zamyślenia. Odwiązał supeł z jednej strony, jego towarzysz zajął się tymi z drugiej. Po paru minut była wolna. Na jej nadgarstkach widoczne były czerwone ślady. Poderwała się łóżka, przylegając do jego klatki piersiowej. Wyprowadził ją z piwnicy, obejmując lewą ręką.

-Musimy powiadomić policje. –powiedział mężczyzna, gdy zasiedli w salonie.
Łukasz stał przy oknie jak niegdyś Wiktor. Emily siedziała skulona na kanapie.
-Mam do Ciebie pytanie..
-Tak..?
-Czy to Ty zabiłaś Elizę.? – zapytał Łukasz patrząc na nią.
Zawahała się moment przed odpowiedzią.
-Tak, jato zrobiłam..
-Jeśli powiadomimy policje zostaniesz momentalnie oddana w ich ręce..
-Wiem to. Ale lepsze każde więzienie niż to piekło, przez które tu przeszłam.
-Szefie..mógłby się pan tym zająć ?
-Tak..naturalnie. –wyszedł z salonu wprost do kuchni.
Zostali sami. Teraz była ta okazja, aby porozmawiać szczerze w cztery oczy. Usiadł obok niej na fotelu, opierając łokcie na kolanach i wspierając głowę dłońmi.
-Tak naprawdę nie rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi.. –zaczął.
-To była szkoła życia, w moim odczuciu najtrudniejsza z możliwych.
-Zmieniłaś się..
-Bo o to w tym wszystkim Wiktorowi chodziło.
Zziębnięte ręce nerwowo pocierała o siebie.
-Dobrze wiedziałaś, jaka byłam. Żyłam marzeniami. Dążyłam tylko do jednego celu. Gdy straciłam możliwość otrzymaną od francuskiego fotografa zawładnęła mną chęć zemsty. Czytając artykuły o Elizie, o jej urodzie, i uroku osobistym czułam jak spadał w dół i staję się bardzo malutka. A przecież nie tego oczekiwałam odżycia. Miałam być modelką. Wielką i sławną. Pewnego wieczoru poszłam do jej mieszkania. Najpierw zagrałam rolę wspaniałej przyjaciółki, która wybacza błędy a potem perfidnie wbiłam jej nóż w brzuch, a następnie w okolicach serca.
Patrzył na nią słuchając tego, co mówi.
-Bestialstwo.?Nieprawdaż.?
-Nie żałujesz.?
-Dobre pytanie. Ale odpowiem na nie dopiero wówczas, gdy dotrę do dnia dzisiejszego. O ile zdarzę przed policją.. I tak jak mówiłam. Zemsta okazała się doskonała. Zrobiłam to z zimno krwią. Był to ten sam dzień, gdy zabrałeś mnie na wycieczkę rowerową. Jakiś czas po tym, co stało się w kawalerce Elizy w moim mieszkaniu zagościł Wiktor. Zły tym, że coś nas łączy. Przyznałam się do miłości, jaką Cię obdarzyłam. I wtedy powiedział to, co do mnie przemówiło.
-A mianowicie.?
-Zaproponował, że przy nim moje marzenia staną się znów realne. Uwierzyłam w to. W końcu bardzo pragnęłam je spełnić. Długo myślałam nad tym, co mam zrobić. Gdy nadarzyła się okazja po prostu wykorzystałam ją, i powiedziałam Ci to, czego tak naprawdę nie powinnam powiedzieć..
-Tzn. że to wszystko to były kłamstwa.? –upewnił się.
-Tak, zwykłe kłamstwa, których dziś żałuje, z całych sił. Potem powiedziałam Wiktorowi, że wszystko zrozumiałam, i chce z nim wyjechać. Na drugi dzień siedziałam już w samolocie, w drodze do Mediolanu. W momencie, gdy zapytałam czy zostanę modelką zaczął się śmiać. Chciałam uciekać, oszołomiona jego pułapką. Wprowadził swój plan przemiany mnie. Każdego dnia wyciągałam morały. Każdego dnia, gdy zmagałam się z bólem tym fizycznym i psychicznym odczuwałam ,każdy swój błąd. I przede wszystkim zrozumiał to jak bardzo potrzebuje bliskich. Moich rodziców, Ciebie..Bo miłość jest nam potrzebna. To nierozłączna część naszego życia..


CDN.
Megillin


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz