Wysyłajcie swoje
opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już
opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się
podpisać!
Bad Boy
Wyścigi, szybkie maszyny, piękne dzieczyny, przystojni mężczyźni. Miałam już swojego faceta, dość wysoki, o brązowych oczach, miał dłuższe czarne włosy, jego uśmiech był powalający. Miał najszybszą maszynę, był w tym śwecie królem. Każdy chłopak chciał się z nim zadawać, każda dziewczyna o nim marzyła ale on był mój. Czasem w to nie wierzyłam, ale on na prawdę mnie kochał, nie krył się ze swymi uczuciami. Nie obchodziło go co inni o nim mówią, ale co mówią o mnie tak. Każda krytyka wobez mojej osoby była karana. Nie chciałam być na miejscu tych ludzi, było z nim naprawdę źle. Ale wiedzieli, że nie zaczyna się z Alex'em ani ze mną. Pewnego dnia wrcałam sama do domu, była już noc. Pokłuciłam się z chłopakiem. Miałam już dość, że ludzie zaczynają się mnie bać, z jednej strony to fajne bo nikt nie podskoczy, ale z drugiej nie chciałam tak. Moje przyjaciółki i przyjaciel bali się mi powiedzieć "prawdę" co im się nie podoba.. bali się Alexa właściwie to jego ludzi. Miałam 17 lat a on był tylko o 2 lata starszy, miał wtyki od gówniarza. Czasem się go bałam ale wiedziałam, że nic mi nie zrobi. Gdy szłam tak przez park usłyszałam krzyki, ktoś wołał o pomoc i kogoś prosił. Zaczełam biec w miejsce skąd dobiegły mnie te głosy. Gdy się zbliżyłam, zobaczyłam, że ktoś kogoś bije. To jakaś banda ale tylko jeden z nich biło kogoś, zaraz.. on bił kobietę. Podbiegłam i pchnełam go, przewrócił się. Szybko pomogłam wstać kobiecie i kazałam uciekać po czym sama chciałam to zrobić ale poczułam szarpnięcie. Uderzyłam o ziemie. Teraz zaczełam się bać. Inny mężczyzna do mnie podszedł i kopnoł w brzuch. Tak strasznie zabolało, nie mogłam zlapać oddechu. Podniosłam się ale dostałam plecy z czegoś.. to jakiś kij ale mocny.. chyba beysboll.. Leżałam i wiedziałam, że zaraz będzie po mnie. Było ciemno żadnej latarni w tym miejscu.. Zobaczyłam, że ruszył się ten co go popchałam.. Złapał mnie za gardło i podniósł.. - Już po Tobie..- zaraz, ten głos.. nie, to nie może być.. to głos Alexa. -Alex..- wydusiłam... widocznie rozpoznał mój głos bo jego ręka się rozluźniła... Puścił mnie, cofnoł się krok w tył, odrychowo złapałam się za miejsce gdzie mnie trzymał. - Mi..Mijaa..ja..wynoście się stąd, wracajcie do siebie- wrzasnoł do swoich oprychów. A ja zamarłam, teraz dopiero się go bałam.. oni odeszli a on zrobił krok w moją strone, cofnełam się. Stanoł, naprawdę się bałam, jeszcze jeden krok w tył, szybko się odwróciłam i zaczełam biec. Wybiegłam na aleje, była oświetlona biegłam tak szybko jak tylko mogłam.. byłam nie daleko domu. Ale coś mnie pociągneło, wywróciłam się. Spojrzałam w góre i w świetle latarni zobaczyłam jego twarz. -Alex...jak ty..-nie mogłam nic więcej z siebie wydusić, poczułam ból w brzuchu. Zauważył, podniusł mnie i zaczoł iść, otworzył drzwi swojego samochodu i ułożył na siedzeniu. Szybko wsiadł i zaczoł jechać, nie wiedziałam dokąd... nie mineło zbyt wiele czasu a byliśmy pod szpitalem.. brzuch zaczoł boleć coraz mocniej, nie wytrzymałam.. zemdlałam. Obudziłam się w jakiś sali, leżałam na łóżku.. nie wiedziałam co się dzieje, nagle ktos wszedł. -Witaj, jestem lekarzem.. jak się czujesz?-zapytał mężczyzna. -Dobrze, co się stało?-zapytałam. -Zostałaś pobita, poroniłaś..przykro mi- nie mogłam zrozumieć co on do mnie mówi, jakie poroniłaś..- Ja byłam w ciąży, nie, to nie może być prawda- wydukałam a z moich oczu zaczeły płynąć łzy. -Niestety tak się stało, możesz już wyjść. Twój chłopak czeka na korytarzu. -Dziękuje- powiedziałam prez łzy, podniosłam się pomału, wstałam i zaczełam się ubierać. Nie rozumiałam tego, miałam dziecko..i już go nie mam. W końcu wyszłam z sali, na krześle siedział Alex. Gdy mnie zobaczył odrazu wstał. Chciał mnie przytulić, ale go odepchnełam i zaczełam biec w strone wyjścia. które było na widoku. Byłam przy drzwiach kiedy on złapał mnie za ręke, przyciągnoł mnie do siebie i mocno przytulił. Zaczełam się szarpać ale to nic nie dawało, po policzkach spływały mi łzy, wtedy do mnie wszystko doszło.. -Zabiłeś mi dziecko, twoje dziecko..-puścił mnie, musiał się zmieszać. Wybiegłam na zewnątrz i zaczełam iść w strone domu. Byłam spory kawałek od szpitala gdy usłyszałam trąbienie, za mna stanoł samochód, usłyszałam chuk zamykanych drzwi i kroki..zamarłam. Podszedł do mnie, objoł mnie od tyłu w tali i mocno przytulił..
KONIEC
podoba się wam te opowiadanie ? /Brelsoon
OdpowiedzUsuńjest świetne :D
Usuńdziękuje ; ) / Brelsoon
Usuńnmzc :)
Usuń