środa, 21 sierpnia 2013

Pisała Megillin cz.11


Wysyłajcie swoje opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się podpisać!


CZĘŚĆ JEDENASTA
Dwadzieścia cztery godziny minęły. Przynajmniej tak sądziła. Skrępowana grubym sznurem, siedziała na mało stabilnym krześle. Jak domyślała się, znajdowała się w piwnicy. Panował tam chłód, który w owym momencie był najmniejszym problemem. Przez pierwsze pięć godzin, wierciła się, krzyczała, piszczała. Jednak on nawet nie przyszedł ją uspokoić. Brała pod uwagę dwie opcje. Albo posiadał anielską cierpliwość, albo pokój był skonstruowany tak, że żadne dźwięki nie wychodziły poza obręb tego pomieszczenia. Zimno w połączeniu z krzykiem zaprocentowały ostrym bólem gardła. Zrezygnowała więc. Potem przeszła do próby wydostania się z supła. Jednak i to nie przyniosło żadnych efektów. Na końcu usiadła już bardziej spokojnie, i zasnęła co nie było łatwe w tak nie komfortowych warunkach. I obudził ją Wiktor. Pojawiając się nagle, tuż przed nią. Nieco spokojniejszy.
-Opowiem Ci dziś pewną historię. Bajkę o pewnej niemądrej dziewczynce. -przerwał na ułamek sekundy, aby nabrać haust powietrza. Spojrzała na niego złowrogo, z nienawiścią, przepełniona żalem.
-W bardzo odległej krainie, gdzieś gdzie świat był zupełnie inny, żyła sobie dziewczynka. Miała rodziców, którzy ją kochali, i miała przyjaciół. Była pięknej urody. Czarowała swoimi błękitnymi oczami. Codziennie poznawała życie od innej strony. Każdy dzień dawał nowe doświadczenia. I któregoś takiego dnia przyglądając się ptakom stwierdziła, że chciałaby latać. Szybować ponad ziemią, unosić coraz wyżej. Postanowiła spełnić swoje marzenie. Myślała i myślała co powinna zrobić. Jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Któregoś razu ktoś jej się zapytał nad czym tak intensywnie myśli. Odpowiedziała: Chciałabym latać. Osoba ją wyśmiała, zostawiając ponownie samą. Jej śmiech ją rozłościł. I rosła tak. Każdego dnia próbując wpaść na genialny plan. W końcu obudziła się, już będąc dorosłą dziewczyną. A w myślach miała tylko jedno. Z dużej szafy, gdzie trzymała sukienki we wszystkich kolorach tęczy wyciągnęła stary plecak. Z kuchni zabrała trochę jedzenia, włożyła parę ubrań na zmianę, i wyszła z domu szybko żegnając się z rodzicami. Nie wiedzieli skąd decyzja córki. Jednak znając ją, i jej nieobliczalność spodziewali się jej powrotu najpóźniej wieczorem.
Szła przed siebie, kroczyła bosymi stopami poprzez zieloną trawę. Słońce grzało jej w plecy, a wiatr unosił włosy. Czuła się wolna, choć jeszcze niespełniona. Zmęczona pokonując już kolejne kilometry przystanęła pod jabłonią..-zawiesił swój głos na chwilę. Słuchała, starając się nie wyrażać zainteresowania na twarzy. Potem znów kontynuował.
-Zasnęła pod tym drzewem, śniąc jak unosi się między chmurami. Z sennych fantazji wyrwały ją głosy dwóch mężczyzn. Spojrzała na obu podnosząc się zaspana.
-Co tu ładna dziewczyno.? -zapytał ten o bardziej męskich rysach.
-Kroczę ku swojemu celowi.-odpowiedziała bez namysłu.
Spojrzeli po sobie.
-A jaki jest ten cel.?
-Chciałabym latać.
Spodziewała się głośnego śmiechu. Ale nie usłyszała, go. Mężczyźni zaproponowali jej pomoc. Przyjęła ją. Jednak z czasem między nimi pojawiła się rywalizacja. Oboje poczuli coś więcej do dziewczyny. I wtedy stanęła przed wyborem.
-Jeśli pójdziesz ze mną nauczę Cię latać. Twoje marzenie się spełni. –zapewnił mężczyzna.
Nie kochała, go. W jej sercu było miejsce dla tego drugiego. Musiała wybierać. Miłość, albo marzenia. Zaślepiona własnym pragnieniem, odrzuciła wszystko inne, oddając się w posiadanie tego który miał nauczyć ją latać. A potem zabrał ją na szczyt wysokiej góry. Czuła podekscytowanie. Gdy w końcu zmęczeni dotarli na sam szczyt oznajmił:
-A teraz stań na krawędzi. Rozłóż ręce, i zamknij oczy. -mężczyzna położył dłonie na jej ramionach. A potem lekko popychając odciągnął ja od ziemi. Poleciała, wzbiła się ponad ziemią. Czuła się tak szczęśliwa. W końcu miała to o czym zawsze marzyła, jednak nagle wszystko ustało. Spadała w dół, nie mogąc nic zrobić. Spadała i spadała…
Wylądowała, gdzieś tam pomiędzy drzewami. Była na szczycie, po to aby znów opaść na samo dno.

Zakończył swoje słowa, cichym westchnięciem.
-I po co mi to opowiedziałeś.?
-Opowiedziałem Ci tą historię ponieważ chcę, abyś przemyślała parę rzeczy. Tą bajką, przybliżam Ci .. Twoje własnę życie.
-Czyli, że jest to opowieść nie skończona.
-Trafne spostrzeżenie.-przyznał, wstając z drewnianego krzesła. – A teraz znów zostawiam Cię sam z Twoimi myślami.

Bajka miała pewien morał. To ona musiała dojść do tego co on głosił. Sam sens nie był specjalnie ukryty. Jednak tu chodziło o coś innego. Po jakimś czasie wolnego rozmyślania nad całą tą historią, już wiedziała po co opowiedział jej to w wersji bajki. Zakończenie zależało od niej. Szczęśliwe, lub nieszczęśliwe. Takie były możliwości. Chciał dać jej do zrozumienia, że to jej decyzja wpłynie na zakończenie.
***
-Zamierzasz mnie kiedyś wypuścić.? -zapytała, gdy odwiązywał sznur aby mogła zjeść jakieś marne kanapki, już trzeciego dnia jej pobytu w tym brzydkim, zimnym, i ciemnym pokoju. W końcu mogła wstać, rozprostować się. Robił jej takie przerwy, co jakieś pięć godzin. Była grzeczna, więc i on żył z nią póki, co w zgodzie. Jednak trzymał ją w uwięzi. Miał swój plan i nie zamierzał, tego zmienić.
-Ludzie brną w coś, nie zastanawiając się czy robią dobrze. Ty jesteś jedną z takich.
-Masz zamiar mnie szkolić.?
-Skoro tak to nazywasz.
Stała pod ścianą trzymając w ręce kanapkę, którą pochłaniała w pośpiechu. Zerkała na niego, i zastanawiała się, co będzie za godzinę, co będzie jutro, co będzie za tydzień. W jego głowie mogły roić się przeróżne plany. Ona nie znała ani jednego.
-Emily Brown..- powiedział nagle zwracając głowę ku jej twarzy- urocza Emily, którą ściga policja- te słowa dotarły do niej z pewnym opóźnieniem. Policja, ścigana, Emily..
-Co Ty powiedziałeś.? –odłożyła kawałek chleba na nie najczystszy stół.
-To, co słyszałaś, moja Droga Emily. – podszedł do niej. Oparł się ręką o ścianę tuż nad jej głową. Pochylił głowę, i zrobił coś czego się nie spodziewała. Wpił się ustami w jej wargi. Dociskając ją do ściany próbował wymusić pocałunek. Stawiała się. Próbowała odsunąć głowę. W końcu odepchnęła, go najmocniej jak potrafiła swoimi rękoma.
-Idiota..–wymierzyła mu policzek. Pierścionkiem, który nosiła na wskazującym palcu rozcięła mu policzek. Automatycznie dotknął ręką to miejsce, czując ciepłą maź.
Spostrzegła uchylone drzwi od owego pomieszczenia. Omijając, go ruszyła ku wyjściu. Z rozmachem otworzyła je, a jej oczom ukazały się schody. Światło, którego od paru dni miała tak mało raziły ją w oczy. Nie udało jej się uciec za daleko. Wiktor się nie spieszył. Dał jej przez chwilę zrobić sobie nadzieje. Jednak, gdy była już przy końcu schodów i znajdowała się, gdzieś na tyłach domu złapał ją jedną ręką za włosy, a drugą mocno ścisnął przedramię. W ten sam sposób jak trzy dni temu, prowadził ją poprzez nieznane korytarze dużego domu. Wiedziała, że jest obszerny, ale tylu pomieszczeń się nie spodziewała.
-Puść mnie.
-Milcz.! –potrząsną ją.
I ponownie wylądowała na tej samej kanapie. To było prawie jak deja vu. Pilotem włączył plazmę, na której ujrzała własne zdjęcie.
-Ta oto młoda dziewczyna, jest główną podejrzaną o zabójstwo Elizy Kasprzak, dokładnie trzy dni temu odnaleziona we własnym mieszkaniu, zabita dwoma ciosami kuchennego noża.-powiedział kobiecy głos.
Odwracała wzrok, zapłakanymi oczami. Niechciała na to patrzyć. Podszedł, więc blisko niej, aby zwrócił dłonią jej głowę ku odbiornikowi.
- Patrz.!Oglądaj, słuchaj o sobie. Miałaś odwagę ją zabić, to teraz miej odwagę na to patrzyć.
-Dlaczego mi to robisz.?! –wstała krzycząc.
-Jeszcze pytasz.? A mało złego zrobiłaś.?
-Podobno mnie kochasz.. – podłapała motyw.
-Nie mów mi o miłości. Z Twoich ust te słowa brzmią niczym kpina.- chwilę przyglądał się jej, a potem znów kontynuował – Pomijając miłość rodzicielską są trzy rodzaje miłości. Miłość spełniona, czyli ta, gdy szczęśliwi mamy ukochaną osobę obok siebie, miłość niespełniona, gdy płaczemy cierpiąc za osoba, której przy nas być nie może, i miłość, która w pięćdziesięciu procentach jest miłością, a drugie pięćdziesiąt to już tylko nienawiść. Kiedyś myślałem sobie, że moja miłość do Ciebie jest spełniona. Lecz, gdy dowiedziałem się, że jest on. Ten drugi, błyskawicznie uczucie przemieniło się w ten trzeci rodzaj. Przecież nie musiałaś się tu znaleźć. Byłaś jak ta niemądra dziewczynka z bajki, którą dziś poznałaś. Od Twoich oczu odchodziły dwa kanały, na końcu, których istniały Twoje cele. Dążyłaś do nich. A po bokach tunelów nie było już nic. Mogłaś mieć wszystko Emily, a teraz co.? Nie masz nic. Kompletnie nic.

Każdy z nas dostaję życie. Rodzi się mając czyste konto. Z początku wychowują nas rodzice. Nie jesteśmy do końca wolni, musimy podporządkowywać się ich regułom. A potem, oprócz życia dostajemy coś w rodzaju niewidzialnej kartki papieru. I nawet nie jednej. Jesteśmy reżyserami własnego życia. Chodź nie w całości los nam na to pozwala, w większości życie zależy od nas. To my decydujemy o tym jak będzie wyglądać. Często ludzie zapominają o tym by przeżyć to życie godnie. Aby gdy już nadejdzie ten dzień pożegnania się z tym nie do końca sprawiedliwym, i wspaniałym światem, móc spojrzeć ostatni raz w niebo z uśmiechem na twarzy i myślą ` Tak, moje życie było udane.`


CDN.
Megillin


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz