Wysyłajcie swoje
opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już
opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się
podpisać!
CZĘŚĆ JEDENASTA
Dwadzieścia
cztery godziny minęły. Przynajmniej tak sądziła. Skrępowana grubym sznurem,
siedziała na mało stabilnym krześle. Jak domyślała się, znajdowała się w
piwnicy. Panował tam chłód, który w owym momencie był najmniejszym problemem.
Przez pierwsze pięć godzin, wierciła się, krzyczała, piszczała. Jednak on nawet
nie przyszedł ją uspokoić. Brała pod uwagę dwie opcje. Albo posiadał anielską
cierpliwość, albo pokój był skonstruowany tak, że żadne dźwięki nie wychodziły
poza obręb tego pomieszczenia. Zimno w połączeniu z krzykiem zaprocentowały
ostrym bólem gardła. Zrezygnowała więc. Potem przeszła do próby wydostania się
z supła. Jednak i to nie przyniosło żadnych efektów. Na końcu usiadła już
bardziej spokojnie, i zasnęła co nie było łatwe w tak nie komfortowych warunkach.
I obudził ją Wiktor. Pojawiając się nagle, tuż przed nią. Nieco spokojniejszy.
-Opowiem Ci
dziś pewną historię. Bajkę o pewnej niemądrej dziewczynce. -przerwał na ułamek
sekundy, aby nabrać haust powietrza. Spojrzała na niego złowrogo, z nienawiścią,
przepełniona żalem.
-W bardzo odległej
krainie, gdzieś gdzie świat był zupełnie inny, żyła sobie dziewczynka. Miała
rodziców, którzy ją kochali, i miała przyjaciół. Była pięknej urody. Czarowała
swoimi błękitnymi oczami. Codziennie poznawała życie od innej strony. Każdy
dzień dawał nowe doświadczenia. I któregoś takiego dnia przyglądając się ptakom
stwierdziła, że chciałaby latać. Szybować ponad ziemią, unosić coraz wyżej.
Postanowiła spełnić swoje marzenie. Myślała i myślała co powinna zrobić. Jednak
nic nie przychodziło jej do głowy. Któregoś razu ktoś jej się zapytał nad czym
tak intensywnie myśli. Odpowiedziała: Chciałabym latać. Osoba ją wyśmiała,
zostawiając ponownie samą. Jej śmiech ją rozłościł. I rosła tak. Każdego dnia
próbując wpaść na genialny plan. W końcu obudziła się, już będąc dorosłą
dziewczyną. A w myślach miała tylko jedno. Z dużej szafy, gdzie trzymała
sukienki we wszystkich kolorach tęczy wyciągnęła stary plecak. Z kuchni zabrała
trochę jedzenia, włożyła parę ubrań na zmianę, i wyszła z domu szybko żegnając
się z rodzicami. Nie wiedzieli skąd decyzja córki. Jednak znając ją, i jej
nieobliczalność spodziewali się jej powrotu najpóźniej wieczorem.
Szła przed
siebie, kroczyła bosymi stopami poprzez zieloną trawę. Słońce grzało jej w
plecy, a wiatr unosił włosy. Czuła się wolna, choć jeszcze niespełniona.
Zmęczona pokonując już kolejne kilometry przystanęła pod jabłonią..-zawiesił
swój głos na chwilę. Słuchała, starając się nie wyrażać zainteresowania na
twarzy. Potem znów kontynuował.
-Zasnęła pod
tym drzewem, śniąc jak unosi się między chmurami. Z sennych fantazji wyrwały ją
głosy dwóch mężczyzn. Spojrzała na obu podnosząc się zaspana.
-Co tu ładna
dziewczyno.? -zapytał ten o bardziej męskich rysach.
-Kroczę ku
swojemu celowi.-odpowiedziała bez namysłu.
Spojrzeli po
sobie.
-A jaki jest
ten cel.?
-Chciałabym latać.
Spodziewała
się głośnego śmiechu. Ale nie usłyszała, go. Mężczyźni zaproponowali jej pomoc.
Przyjęła ją. Jednak z czasem między nimi pojawiła się rywalizacja. Oboje
poczuli coś więcej do dziewczyny. I wtedy stanęła przed wyborem.
-Jeśli pójdziesz
ze mną nauczę Cię latać. Twoje marzenie się spełni. –zapewnił mężczyzna.
Nie kochała,
go. W jej sercu było miejsce dla tego drugiego. Musiała wybierać. Miłość, albo
marzenia. Zaślepiona własnym pragnieniem, odrzuciła wszystko inne, oddając się
w posiadanie tego który miał nauczyć ją latać. A potem zabrał ją na szczyt
wysokiej góry. Czuła podekscytowanie. Gdy w końcu zmęczeni dotarli na sam
szczyt oznajmił:
-A teraz stań
na krawędzi. Rozłóż ręce, i zamknij oczy. -mężczyzna położył dłonie na jej ramionach.
A potem lekko popychając odciągnął ja od ziemi. Poleciała, wzbiła się ponad
ziemią. Czuła się tak szczęśliwa. W końcu miała to o czym zawsze marzyła,
jednak nagle wszystko ustało. Spadała w dół, nie mogąc nic zrobić. Spadała i
spadała…
Wylądowała,
gdzieś tam pomiędzy drzewami. Była na szczycie, po to aby znów opaść na samo
dno.
Zakończył
swoje słowa, cichym westchnięciem.
-I po co mi to
opowiedziałeś.?
-Opowiedziałem
Ci tą historię ponieważ chcę, abyś przemyślała parę rzeczy. Tą bajką, przybliżam
Ci .. Twoje własnę życie.
-Czyli, że
jest to opowieść nie skończona.
-Trafne spostrzeżenie.-przyznał,
wstając z drewnianego krzesła. – A teraz znów zostawiam Cię sam z Twoimi
myślami.
Bajka miała pewien
morał. To ona musiała dojść do tego co on głosił. Sam sens nie był specjalnie
ukryty. Jednak tu chodziło o coś innego. Po jakimś czasie wolnego rozmyślania
nad całą tą historią, już wiedziała po co opowiedział jej to w wersji bajki.
Zakończenie zależało od niej. Szczęśliwe, lub nieszczęśliwe. Takie były
możliwości. Chciał dać jej do zrozumienia, że to jej decyzja wpłynie na
zakończenie.
***
-Zamierzasz
mnie kiedyś wypuścić.? -zapytała, gdy odwiązywał sznur aby mogła zjeść jakieś
marne kanapki, już trzeciego dnia jej pobytu w tym brzydkim, zimnym, i ciemnym
pokoju. W końcu mogła wstać, rozprostować się. Robił jej takie przerwy, co
jakieś pięć godzin. Była grzeczna, więc i on żył z nią póki, co w zgodzie.
Jednak trzymał ją w uwięzi. Miał swój plan i nie zamierzał, tego zmienić.
-Ludzie brną w
coś, nie zastanawiając się czy robią dobrze. Ty jesteś jedną z takich.
-Masz zamiar
mnie szkolić.?
-Skoro tak to
nazywasz.
Stała pod
ścianą trzymając w ręce kanapkę, którą pochłaniała w pośpiechu. Zerkała na
niego, i zastanawiała się, co będzie za godzinę, co będzie jutro, co będzie za
tydzień. W jego głowie mogły roić się przeróżne plany. Ona nie znała ani
jednego.
-Emily Brown..-
powiedział nagle zwracając głowę ku jej twarzy- urocza Emily, którą ściga
policja- te słowa dotarły do niej z pewnym opóźnieniem. Policja, ścigana, Emily..
-Co Ty powiedziałeś.?
–odłożyła kawałek chleba na nie najczystszy stół.
-To, co słyszałaś,
moja Droga Emily. – podszedł do niej. Oparł się ręką o ścianę tuż nad jej
głową. Pochylił głowę, i zrobił coś czego się nie spodziewała. Wpił się ustami
w jej wargi. Dociskając ją do ściany próbował wymusić pocałunek. Stawiała się.
Próbowała odsunąć głowę. W końcu odepchnęła, go najmocniej jak potrafiła swoimi
rękoma.
-Idiota..–wymierzyła
mu policzek. Pierścionkiem, który nosiła na wskazującym palcu rozcięła mu
policzek. Automatycznie dotknął ręką to miejsce, czując ciepłą maź.
Spostrzegła
uchylone drzwi od owego pomieszczenia. Omijając, go ruszyła ku wyjściu. Z
rozmachem otworzyła je, a jej oczom ukazały się schody. Światło, którego od
paru dni miała tak mało raziły ją w oczy. Nie udało jej się uciec za daleko.
Wiktor się nie spieszył. Dał jej przez chwilę zrobić sobie nadzieje. Jednak,
gdy była już przy końcu schodów i znajdowała się, gdzieś na tyłach domu złapał
ją jedną ręką za włosy, a drugą mocno ścisnął przedramię. W ten sam sposób jak
trzy dni temu, prowadził ją poprzez nieznane korytarze dużego domu. Wiedziała,
że jest obszerny, ale tylu pomieszczeń się nie spodziewała.
-Puść mnie.
-Milcz.!
–potrząsną ją.
I ponownie
wylądowała na tej samej kanapie. To było prawie jak deja vu. Pilotem włączył
plazmę, na której ujrzała własne zdjęcie.
-Ta oto młoda
dziewczyna, jest główną podejrzaną o zabójstwo Elizy Kasprzak, dokładnie trzy
dni temu odnaleziona we własnym mieszkaniu, zabita dwoma ciosami kuchennego
noża.-powiedział kobiecy głos.
Odwracała
wzrok, zapłakanymi oczami. Niechciała na to patrzyć. Podszedł, więc blisko
niej, aby zwrócił dłonią jej głowę ku odbiornikowi.
-
Patrz.!Oglądaj, słuchaj o sobie. Miałaś odwagę ją zabić, to teraz miej odwagę
na to patrzyć.
-Dlaczego mi
to robisz.?! –wstała krzycząc.
-Jeszcze pytasz.?
A mało złego zrobiłaś.?
-Podobno mnie
kochasz.. – podłapała motyw.
-Nie mów mi o
miłości. Z Twoich ust te słowa brzmią niczym kpina.- chwilę przyglądał się jej,
a potem znów kontynuował – Pomijając miłość rodzicielską są trzy rodzaje miłości.
Miłość spełniona, czyli ta, gdy szczęśliwi mamy ukochaną osobę obok siebie, miłość
niespełniona, gdy płaczemy cierpiąc za osoba, której przy nas być nie może, i
miłość, która w pięćdziesięciu procentach jest miłością, a drugie pięćdziesiąt to
już tylko nienawiść. Kiedyś myślałem sobie, że moja miłość do Ciebie jest spełniona.
Lecz, gdy dowiedziałem się, że jest on. Ten drugi, błyskawicznie uczucie
przemieniło się w ten trzeci rodzaj. Przecież nie musiałaś się tu znaleźć.
Byłaś jak ta niemądra dziewczynka z bajki, którą dziś poznałaś. Od Twoich oczu
odchodziły dwa kanały, na końcu, których istniały Twoje cele. Dążyłaś do nich.
A po bokach tunelów nie było już nic. Mogłaś mieć wszystko Emily, a teraz co.?
Nie masz nic. Kompletnie nic.
Każdy z nas
dostaję życie. Rodzi się mając czyste konto. Z początku wychowują nas rodzice.
Nie jesteśmy do końca wolni, musimy podporządkowywać się ich regułom. A potem,
oprócz życia dostajemy coś w rodzaju niewidzialnej kartki papieru. I nawet nie
jednej. Jesteśmy reżyserami własnego życia. Chodź nie w całości los nam na to
pozwala, w większości życie zależy od nas. To my decydujemy o tym jak będzie
wyglądać. Często ludzie zapominają o tym by przeżyć to życie godnie. Aby gdy
już nadejdzie ten dzień pożegnania się z tym nie do końca sprawiedliwym, i
wspaniałym światem, móc spojrzeć ostatni raz w niebo z uśmiechem na twarzy i
myślą ` Tak, moje życie było udane.`
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz