sobota, 31 sierpnia 2013

Opowiadanie Asi



Proszę niech ktoś wyśle jakieś opowiadanie, bo żadnych nie mam oprócz tego :(


Spędzali kolejny weekend razem, to już chyba trzeci z kolei. Lubili te leniwe soboty, kiedy siedzieli przed telewizorem i oglądali jakieś śmieszne komedie na DVD. Był to ponury zimowy wieczór, za oknem ogromna śnieżyca więc nie zdziwił ich fakt, że odcięto prąd. Siedzieli więc przy kominku tuląc się do siebie i planując wspólne święta. Towarzyszyły im zapalone świece budujące niesamowity nastrój bliskości i zrozumienia. Mieli zaledwie po 18 lat, te chwile, które wspólnie spędzali to było uwolnienie siebie od wielu obowiązków, oderwaniem od rzeczywistości. Byli ze sobą już cztery miesiące więc Natan chciał wykorzystać ten romantyczny czas i przeżyć z nią swój i jej pierwszy raz. Więc rozmowa zeszła na inny plan, zaczął ją całować, chciał zdjąć z niej sweter i dostać się niej lecz Jowita, zatrzymała go, niechciała tego teraz, kiedy on nie znał o niej całej prawdy. Więc postanowiła mu ją wyznać. Szepnęła mu do ucha:
- Boję się.
- Czego? Przecież cię kocham, nic strasznego nam się nie stanie. – Odpowiedział przytulając ją mocno i całując dalej.
- Boję się – Powtórzyła. On poluźnił uścisk i spojrzał na nią ze zdziwieniem w oczach.
- Bo chodzi że boję się tej naszej bliskości. Nie tego do czego właśnie dążysz, tylko boję się tego co będzie po tym. Tego odtrącenia, bólu w mej psychice Natanie bo ty nie znasz całej prawdy o mojej rodzinie, znasz mnie ale nie w całej okazałości. A ja się bardzo boję. – łzy zaczęły spływać jej po policzku – boję się tej bliskości…
- Bliskości!?- Przerwał jej lecz ona mówiła dalej.
-Tak bliskości, tej twojej, naszej bliskości. To wszystko przez to co wyniosłam z domu. Bo u mnie nie jest tak idealnie. Opowiem ci to ale proszę nie przerywaj, zależy mi na tobie i na tym żebyś to wiedział. Proszę. – Łzy zaczęły spływać jej po policzku .
- Dobrze. – Odparł ocierając je.
Zaczęła:
- Mam bardzo surowych rodziców, zabraniają mi wielu rzeczy, nie pozwalają chodzić na imprezy, Nigdy wcześniej nie miałam chłopaka, bo nie mogłam, chociaż bardzo chciałam. Po prostu mam robić to co oni mi karzą i mam się tylko uczyć. – Z każdym kolejnym wyrazem jej głos załamywał się coraz bardziej. –  Ale teraz jestem pełnoletnia i mam ciebie. Ciągle narzekają, że jestem jeszcze za młoda na taki związek, że powinnam zająć się nauką, ty nie masz pojęcia jakie piekło przeżyłam, kiedy przyprowadziłam cię pierwszy raz. Ale to teraz nie ma nic wspólnego z tym do czego dążę. Już od małego dziecka wysłuchiwałam rodziców, że tak im źle, że nigdy nie mają czasu dla siebie, że ciągle coś robią. – Łzy po jej policzkach płynęły dalej. – Taki idealny dom…  Oni cały czas się kłócili, pamiętam słowa mamy „Po co ja za ciebie wychodziłam, żadnego pożytki z ciebie nie mam, nigdy nie ma cię  domu gdy cię potrzebuje”, lub ciągłe pretensje ojca „ Dałaś mi tylko córkę, ja chciałem mieć też syna, nie zdziw się że cię niedługo zostawię. Miałam tego dość. Te słowa zawsze zrażały mnie do mężczyzn, w ogóle do drugiej osoby. przekładałam na praktykę słowa mamy i zapamiętałam słowa ojca, który wolał mieć syna niż mnie zawsze byłam przekonana że bycie z tą drugą osobą to wiele obowiązków, że związek opiera się na kłótniach, sporach…. Ale bycie z tobą uświadomiło mi coś innego i za to jestem ci bardzo wdzięczna.
- Ale… - Chciał jej przerwać,
- Ciii. – Ujęła jego twarz w dłonie - Obiecałeś -  spojrzał tylko na nią i pokręcił twierdząco głową. Mówiła dalej:
- Dziękuje ci za to ale nadal boję się, naprawdę się boje, że moje życie będzie wyglądać tak jak codzienność moich rodziców, czyli brak bliskości, brak ciepłych słów, żadnych gestów, ciągłe dogryzanie sobie, ogólny brak zrozumienia. – Zamilkła na chwilę, lecz on nic nie mówił, patrzył na nią ze zrozumieniem. - Dlatego się boje – Kontynuowała – Unikam bliskiego kontaktu, czuję się nieswojo kiedy odgarniasz moje włosy, jak mnie przytulasz całujesz, kiedy mówisz komplementy. Po prostu mam to złudne wrażenie że to coś nie dobrego, coś na co w ogóle nie zasługuje. - Kończąc to zdanie rozpłakała się mocno i ukryła swoją piękną buźkę w dłoniach.
- Ale kochanie, nie bój się to co było kiedyś nie ma wpływu na teraźniejszość. Teraz liczysz się tylko ty. Liczymy się my. – Po tych słowach mocno wtuliła się w jego ramiona.
Za oknem śnieżyca szalała dalej a oni trwali tak w wiecznym uścisku. Do skończenia świata.
 - Powiedziała mi całą prawdę o sobie. Ufa mi – Natan pomyślał.
– Teraz moja kolej – Powiedział z niewielkim przekonaniem w głosie.
- Twoja ale na co?
- Ty też znasz tylko tę wygodną dla mnie prawdę. Ja mieszkam u wujostwa dlatego że oni mnie adoptowali.
-Byłeś w domu dziecka – spytała niepewnie.
- Tak. Ale tylko krótką chwilę.- W jego głosie było słychać strach, którego nigdy wcześniej nie czuł. – Moi rodzice byli alkoholikami. Ciągłe kłótnie, picie alkoholu, miałem tego naprawdę  dość. Skończyłem 13 lat kiedy mój ojciec po raz pierwszy mnie uderzył, później było już tylko gorzej bił mnie codziennie. – Przerwał, łzy zaczęły płynąć.
- I nikt o tym nie wiedział – spytała cichutko.
- To wszystko wyszło kiedy miałem 16 lat. Dostałem się do drużyny piłkarskiej i tam już nie dało się tego ukryć. Trener był bardzo wyrozumiałym człowiekiem, spytał kto mnie bije, jak długo, czy ktoś o tym wie. On wtedy wziął sprawy w swoje ręce. – Zamilkł po czym mówił – Nigdy nikt nie przejmowała się moim losem tak jak on. Zgłosił całą sprawę, moim biologicznym rodzicom odebrano prawa rodzicielskie, a ja wyładowałem w domu dziecka. Ale po trzech miesiącach adoptowała mnie moja ciocia. I tak już od trzech lat z nimi żyję, chcę oderwać się od tamtych wspomnień. Nie myśleć już o tym, nie chce być taki jak mój ojciec, agresywny i wulgarny.  Dlatego w stosunku do ciebie jestem taki ostrożny.
- Ale nie boisz się że ta natura twojego ojca gdzieś w tobie jest? – Spytała.
- Boje się, jak cholera, ale nie rozczulam się nad tym żyje własnym życiem. Jowita ty też zacznij żyć własnym. Zacznijmy żyć naszym życiem !
- Chce żyć naszym życiem, zacznijmy już teraz, tu. – Po czym zaczęła go namiętnie całować.
Natan nie wiedział teraz czego chce, ale czuł że Jowita chce tego czego on pragnął od tygodni. Zaznajomienia się z jej wnętrzem. Właśnie poznali całą prawdę o sobie. Nic już nie stawało na przeszkodzie zrozumienia siebie. Więc Natan wziął ją na ręce i spytał:
- Jesteś pewna że tego chcesz? Odparła:
- Nie… Ale teraz chce być złą dziewczynką nie trzymającą się żadnych zasad. – i pocałowała go.
Wniósł ją na górę..


KONIEC
Asia


czwartek, 29 sierpnia 2013

Opowiadanie Blondi



Wysyłajcie swoje opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się podpisać!


To był koniec pomysłów na dalsze życie , odszedł tak po po prostu, bez niczego usłyszałam tylko głupie wymuszone przepraszam, które w ty, momencie nie miało znaczenia . Przeżywałam to długi czas . Zamknełam się w sobie , nie miałam nawet nadzieji że moje życie się ułoży mimo że miałam wielu przyjaciół którzy wspierali mnie pocieszali wiedziałam wtedy że mogę na nich liczyć że zawsze będą doceniałam to , ale i tak czułam się słaba, bezradna, samotna. Po kilku dniach ogarnełam się nabrałam siły , pomyślałam że muszę dać radę w końcu nie jestem osobą należącą do tych którzy szybko się poddają. Poszłam do przyjaciółki na rozmowe , rozmawaiłyśmy w końcu zapomniałam o tym chuju , który zrobił mi taką krzywdę. Zaczełam być znowu sobą , zaczełam się śmieć ale dalej żyłam z przekonaniem że i tak nie znajdę tej jednyej osoby . Tego który zawsze będzie mimo wszystko . Strasznie nam się nudziło aż tak że napisałyśmy to pewnego ziomka którego do tej pory jakoś nei zauważałam . Nie był dla mnei ważny . Zaczelam z nim pisać . Zaczeliśmy się poznawać coraz lepiej , pisać ze sobą coraz cześciej . Doszliśmy do etapu przyjaźń mówilismy sobie wszystko , wspieraliśmy się pocieszaliśmy się , zaczełam coś do niegp czuć coś dziwnego . On chyba też . Zaczeliśmy do siebie mówić słodkie słówka . Naprawdę było jak z bajki. Nie wiarygonie ? Tak nei wiarygodnie . Dzięki niemu wiem co to wsparcie, przyjaźń i miłość . Dzięki niemu zapomnialam o tym debilu a w głowie był tylko on . On się teraz najbardziej liczy , zalaży mi na nim . Dziękuje mu że jest i będzie .


KONIEC
Blondi


niedziela, 25 sierpnia 2013

Upadek


Wysyłajcie swoje opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się podpisać!


Upadek
Nie mogłam tego zrozumieć, zrozumieć tego co się działo wokół mnie. Oni byli dla mnie wszystkim, a straciłam każdego po kolei. Nie miałam już nikogo. Oni wiedzieli, że bez nich nie dam rady a mimo to odeszli, odwrócili się ode mnie. Nie umiałam bez nich żyć, nie wiedziałam co robić. Żyć samej było zbyt trudno, ale może sobie poradzę, muszę dać samej rade. Ale jeśi nie wyjdzie, jeśli zrobię coś źle. Co wtedy? Wtedy.. wtedy chyba nic.. i tak nie mam nikogo, przeciez nikogo nie będzie obchodziło czy sobie radzę czy tez nie, czy robię dobrze czy źle, czy jestem a może mnie nie ma. Nikogo to już nie ochodziło i zaczelam po mału to rozumieć. Zdałam sobie sprawę, że nie mam nic do stracenie więc mogę tak po prostu zniknąć... Długo myślałam i w końcu przypomniałam sobie, że jednak jest ktoś kto umiałby mi pomóc. Zadzwoniłam, powiedziałam co się dzieje i tak jak myślałam, dostałam obietnicę pomocy. Następnego dnia, ubrałam się.. nie dałam po sobie poznać, że cos sie dzieje chociaż rodzice i tak mieli to w dupie. Wziełam torebkę, hajs, kartkę i długopis.. przydadzą sie pomyślałam.. Wyszłam i ruszyłam na dworzec, byłą tam, podeszłam dałam jej kase i czekałam aż wróci z moim "prezentem". Nie musiałam długo czekać, dałam mi co moje i odeszła w swoją strone a ja poszłam w swoją, zaszłam do sklepu po fajki i wode. Poszłam na boisko, miałam z nim dobre wspomnienia. Wspomnienia z najlepszą przyjaciółką. Usiadłam na górce, zapaliłam pierwszą fajkę, potem kolejną i tak z 5 pod rząd. Otworzyłam wode i budełęczko, wziełam pare małych kuleczek na rękę. Łyknełam je wszystkie, po czym popiłam woda. Zaczełam palić jedną po drugiej do póki nie skończyła mi się paczka. Po mału słabnełam, byłam coraz bardziej śpiąca jednak musiałam jeszcze coś zrobic. Z torebki wyjełam kartkę i długopis, wypisałam na niej imiona tych najważniejszych osób i  napisałam "Kocham Was, zawsze byliście i będziecie najważniejsi" Długopis schowałąm do torebki, którą położyłąm obok siebie, karte zacisnełam w dłogi a sama się położyłam. Odpływałam i byłam świadomo tego co się zraz stanie. W końcu odeszłam.
'Z góry: Widzę ich, są razem. Nie są już tacy wesoli, teraz po ich policzkach spływają łzy, mnóstwo łęz. Teraz żałują, że mnie zostawili. Dopiero teraz.. gdy juz po wszystkich, gdy juz mnie nie zobaczą chyba, że kiedyś. Teraz będą pamietać ile dal mnie znaczyli, jak byli dla mnie ważni, jak było mi źle bez nich. Teraz zrozumieją jaki błąd popełnili odwracająć się ode mnie. Niech cierpią, tak jak ja cierpiałam. Mi jest tu dobrze, bo mogę patrzeć na nich z bilska a oni nawet o tym nie wiedzą. Kiedyś się z nimi zobaczę a wtedy już będziemy razem, na zawsze, nic ani nikt nas nie rozłączy. Właśnie tak będzie.


KONIEC
Brelsoon


Pasja miłością



Wysyłajcie swoje opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się podpisać!


PASJA MIŁOŚCIĄ
Jechaliśmy samochodem, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, było ciemno. On odwoził mnie do domu. Nie zauważyliśmy gdy nagle na nasz pas wjechał samochód, który jechał drugim pasem na przeciwko. Moment i trzask. Krzyki, płacz, błaganie..dżwięk karteki, głosy sanitariuszy. Obudziłam się w szpitalu, dotarło do mnie co się stało. Na sale wszedł jakiś mężczyzna, pewnie lekarz.
-Widzę, że się obudziłaś.-uśmiechnoł się.
-Tak-wydukałam po czym dodałam- co z Natanem?
-Przykro mi, jest w spiączce- wyszedł a po moich policzkach zaczeły płynąć łzy.
To nie może byc prawda, przeciez on.. on zawsze był taki silny, z każdego wypadku wychodził zdrowy, jak to się mogło stać, że jest w śpiączce. Tak Natan jeździł, był świetny, ludzie go szanowali, miał swój magazyn, pełno niezłych bryk. Często zabierał mnie na wyścig..mówił, że wygrywa dla mnie. Wygrywał zawsze, był najlepszy. Byliśmy parą od 3 lat, wiedzieliśmy o sobie wszystko. Nie mogę go teraz stracić. W szpitau spędziłam jeszcze 3 dni, po powrocie do domu nie rozmawiałam z nikim. Rodzice Natana przychodzili do nas codzienie, nasi rodzice się zaprzyjaźnili po tym jak zaczeliśmy ze sobą chodzić. Moja mama podnosiła na duchu Panią Klare, miła kobieta ale po tym wypadku była rozbita. Rozumiałam ją.. Nasi rodzice wiedzieli, że rozdzielenie nas jest nie możliwe dlatego pewnie zrozumieli co muszę przeżywać. Nata odwiedziałam codziennie, mówiłam do niego..krzyczałam, ze gdybym pojechała autobusem to nigdy by sie nie stało.. ale to przeciez nic nie dawało. Jednak miesiąć po tym, wszystko się zmieniło. Wziełam mój samochód i pojchałam do domu chłopaka, drzwi otwórzyła mi jego mama nic nie powiedziała na mój widok, po prostu mnie wpuścilam. Skierowałam się na góre, weszlam do jego pokoju. Z szafky wziełam kluczyki do jego warszatu, z szafy wyjełam jego ukochaną skórzana kurtkę, w której zawsze się ścigał. Ubrałam ją, zeszłam do przed pokoju i stanełam. Spojrzałam na jego rodziców, byli widocznie w szoku. 
-Nie pozwolę by jego praca, trud i miłość poszły na marne.- pwoiedziałam, wtedy jego mama podeszła do mnie, widziałam jak po jej polikach spływały łzy.. w końcu z siebie wydusiła..
-Nie jedź tam, mozesz zginąć..ta pasja jest niebezpiezna.
-Tak, jest. Ale Natan to kocha a ja kocham go, muszę to zrobić dla niego. Przepraszam..-wyszłam. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do warsztatu, który był jak mała siedziba firmy. Otworzyłam drzwi, zapaliłam światła..głeboko odetchnełam..podeszłam do jego ukochanego samochodu, był czarno pomarańczowy, Natan kiedyś powiedział, że mi go odda. Nauczy mnie wszytskiego co potrafi, tak zrobiła. Umiałam jeździć,bardzo dobrze. Ale nigdy nie brałam udziału w ulicznych wyścigach. Wziełam klucz od tej maszyny, wyprowadziłam ją i zamknełam pomieszczenie na klucz. Po czym napisałam smsa do Olka, najlepszego przyjaciela Natana. "Kiedy wyścig?" szybko dostałam odpowiedź "Za pół godziny stratujemy, tam gdzie zawsze" Nie znał mojego numeru, więc myślał, że to jakiś debil, który chce wygrac. Wszyscy słyszeli o wypadku o tym, że Nat jest w szpitalu.. Ruszyłam w strone naszego miejsca.  Wjechałam samochodem na linie startu. Przez zaciemniane szyby widziałam, ze ludzie dziwnie się patrza, że są w szoku...No nic, musiałam wyjść.
-Kora !- krzyknoł Olek, który znalazł się szybko obok mnie i samochodu.-Co ty wyprawiasz?!
-Biorę udział w wyścigu- powiedziałam spokojnie.
-Nie ma mowy- pociągnoł mnie za ręke w strone garaży.Wyrwałam się i zaczełam krzyczeć przez łzy..
-Bo co kurwa, nie możesz mi zabronić sie ścigać. On leży w szpitalu, to przez te jebane samochody..
-Przestań, to był wypadek. Nie rób nic głupiego, możesz zginąć w tych wyścigach.. Tego chcesz?!
-Nie ! Chce jeździć, będę to robić za niego. On to kocha więc ja też zaczne. 
-Prosze Kornelia, nie rób tego, on tego nigdy nie chciał, nigdy by Ci nie pozwolił brac w tym udziału.
-On leży w szpitalu. Teraz nie jest ważne czego on by nie chciał.- powiedziałam po czym dodałam- Kto chce się ścigać, niech podjedzie na linie.
-Nikt się z Tobą nie będzie ścigał, nie rozumiesz my tez przeżywamy to co sie stało.
Już chciałam coś powiedzieć, gdy usłyszałam.. - Ja się ścigam- odwróciłam sie i zobaczyłam Jusa.. był wrogiem każdego, miał swoją ekipe.. Byli tymi złymi. Przełknełam śline..
-Dobrze. W takim razie nie ma na co czekać...
"3 Miesiące później"
Rodzice Natana przewieźli go gdzieś daleko do prywatnej kliniki, nie miałam jak zobaczyć swojego chłopaka. Ale jednak się tym nie martwiłam, byłam najlepszym kierowca, wygrywalam kazdy wyścig, byłam jak żeńskie wcielenie Nata. Byłam dumna. Olek był przy mnie, zajmował się samochodami, naprawa itp. Zrozumiał, że nikt by mnei i tak nie powstrzymał od wyścigów. Byliśmy nierozłączni. Sobotni wieczór, było po 23 a ja leżałam już w łóżku. Dostałam smsa "Ktoś wyzywa Cię na wyścig, za 20 minut tam gdzie zawsze", Szybkow stałam, ubrałam się, oczywiście nie zapomniałam o ukochanej kurtce chłopaka, włożyłam ją i zeszłam na dół.. Pociągnełam za klamke gdy udsłyszałam..
-Nie idź tam- to był głos mamy, odwróciłam się i rzuciłam.
-Muszę, zrozum.- wyszłam, wziełam samochód i pojechałam na miejsce. Niezły tłum większy niż zwykle, podjechałam pod linie, Nie wysiadałam, z boku podjechał inny samochód. Oli stanoł na środku wystartował nas, ruszylismy, była jak zwykle na prowadzeniu. Byliśmy przy mecie gdy ten drugi samochód zaczoł mnie doganiać, meta była tuż tuz, a on był coraz bliżej, wdepnełam maksymalnie gaz i zamknełam oczy. Z piskeim zachamowałam przy tłumie.
Uchyliłam okno i słyszałam z szokowane głosy innych. - remis? to niemozliwe, ona jest najlepsza, nikt nie mógł jej dogonić..
Ktoś wysiadl z granatowego auta, mial bluze. Wysiadłam i wkurwiona podeszlam do nieznajomego. Krzyczałam - Kim ty kurwa jestes?! Toja jestem najlepsza! Miałeś szczęście remisując. Ścigajmy sie jeszcze raz, tym razem już nie będziesz miał tyle szczęścia- milczał, dość długo. Rozpioł zamek bluzy i ściągnoł kaptur, zamarłam. To co zobaczyłam było niemożliwe.
-Ty...ale..jesteś w śpiączce..-ludzie zamilki, Olek stał obok mnie.
-Byłam,  jakiś miesiąc temu się wybudziłem. Nie mogłem odrazu wrócić, dopiero teraz.. Usłyszałem, że się ścigasz, moim samochodem.. że jestes najlepsza..chciałem to sprawdzić.- z oczu zaczeły płynąć mi łzy, uniusł mój podbródek i mnie pocałował, nie chciałam żeby prezstawał. Tak długo go nie było, nie mogłam się do niego zbliżyć. Teraz był znowu mój, miałam go przy sobie. Oderwałam się od niego, spojrzałam na Oliego. Nat zrobił krok.
-Dziękuję, że się nią zajełes stary- przytulił chłopaka. Tamtem zrobił to samo, on tez za nim tęsknił.


KONIEC
Brelsoon


sobota, 24 sierpnia 2013

Bad Boy

 
Wysyłajcie swoje opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się podpisać!

Bad Boy

Wyścigi, szybkie maszyny, piękne dzieczyny, przystojni mężczyźni. Miałam już swojego faceta, dość wysoki, o brązowych oczach, miał dłuższe czarne włosy, jego uśmiech był powalający. Miał najszybszą maszynę, był w tym śwecie królem. Każdy chłopak chciał się z nim zadawać, każda dziewczyna o nim marzyła ale on był mój. Czasem w to nie wierzyłam, ale on na prawdę mnie kochał, nie krył się ze swymi uczuciami. Nie obchodziło go co inni o nim mówią, ale co mówią o mnie tak. Każda krytyka wobez mojej osoby była karana. Nie chciałam być na miejscu tych ludzi, było z nim naprawdę źle. Ale wiedzieli, że nie zaczyna się z Alex'em ani ze mną. Pewnego dnia wrcałam sama do domu, była już noc. Pokłuciłam się z chłopakiem. Miałam już dość, że ludzie zaczynają się mnie bać, z jednej strony to fajne bo nikt nie podskoczy, ale z drugiej nie chciałam tak. Moje przyjaciółki i przyjaciel bali się mi powiedzieć "prawdę" co im się nie podoba.. bali się Alexa właściwie to jego ludzi. Miałam 17 lat a on był tylko o 2 lata starszy, miał wtyki od gówniarza. Czasem się go bałam ale wiedziałam, że nic mi nie zrobi. Gdy szłam tak przez park usłyszałam krzyki, ktoś wołał o pomoc i kogoś prosił. Zaczełam biec w miejsce skąd dobiegły mnie te głosy. Gdy się zbliżyłam, zobaczyłam, że ktoś kogoś bije. To jakaś banda ale tylko jeden z nich biło kogoś, zaraz.. on bił kobietę. Podbiegłam i pchnełam go, przewrócił się. Szybko pomogłam wstać kobiecie i kazałam uciekać po czym sama chciałam to zrobić ale poczułam szarpnięcie. Uderzyłam o ziemie. Teraz zaczełam się bać. Inny mężczyzna do mnie podszedł i kopnoł w brzuch. Tak strasznie zabolało, nie mogłam zlapać oddechu. Podniosłam się ale dostałam plecy z czegoś.. to jakiś kij ale mocny.. chyba beysboll.. Leżałam i wiedziałam, że zaraz będzie po mnie. Było ciemno żadnej latarni w tym miejscu.. Zobaczyłam, że ruszył się ten co go popchałam.. Złapał mnie za gardło i podniósł.. - Już po Tobie..- zaraz, ten głos.. nie, to nie może być.. to głos Alexa. -Alex..- wydusiłam... widocznie rozpoznał mój głos bo jego ręka się rozluźniła... Puścił mnie, cofnoł się krok w tył, odrychowo złapałam się za miejsce gdzie mnie trzymał. - Mi..Mijaa..ja..wynoście się stąd, wracajcie do siebie- wrzasnoł do swoich oprychów. A ja zamarłam, teraz dopiero się go bałam.. oni odeszli a on zrobił krok w moją strone, cofnełam się. Stanoł, naprawdę się bałam, jeszcze jeden krok w tył, szybko się odwróciłam i zaczełam biec. Wybiegłam na aleje, była oświetlona biegłam tak szybko jak tylko mogłam.. byłam nie daleko domu. Ale coś mnie pociągneło, wywróciłam się. Spojrzałam w góre i w świetle latarni zobaczyłam jego twarz. -Alex...jak ty..-nie mogłam nic więcej z siebie wydusić, poczułam ból w brzuchu. Zauważył, podniusł mnie i zaczoł iść, otworzył drzwi swojego samochodu i ułożył na siedzeniu. Szybko wsiadł i zaczoł jechać, nie wiedziałam dokąd... nie mineło zbyt wiele czasu a byliśmy pod szpitalem.. brzuch zaczoł boleć coraz mocniej, nie wytrzymałam.. zemdlałam. Obudziłam się w jakiś sali, leżałam na łóżku.. nie wiedziałam co się dzieje, nagle ktos wszedł. -Witaj, jestem lekarzem.. jak się czujesz?-zapytał mężczyzna. -Dobrze, co się stało?-zapytałam. -Zostałaś pobita, poroniłaś..przykro mi- nie mogłam zrozumieć co on do mnie mówi, jakie poroniłaś..- Ja byłam w ciąży, nie, to nie może być prawda- wydukałam a z moich oczu zaczeły płynąć łzy. -Niestety tak się stało, możesz już wyjść. Twój chłopak czeka na korytarzu. -Dziękuje- powiedziałam prez łzy, podniosłam się pomału, wstałam i zaczełam się ubierać. Nie rozumiałam tego, miałam dziecko..i już go nie mam. W końcu wyszłam z sali, na krześle siedział Alex. Gdy mnie zobaczył odrazu wstał. Chciał mnie przytulić, ale go odepchnełam i zaczełam biec w strone wyjścia. które było na widoku. Byłam przy drzwiach kiedy on złapał mnie za ręke, przyciągnoł mnie do siebie i mocno przytulił. Zaczełam się szarpać ale to nic nie dawało, po policzkach spływały mi łzy, wtedy do mnie wszystko doszło.. -Zabiłeś mi dziecko, twoje dziecko..-puścił mnie, musiał się zmieszać. Wybiegłam na zewnątrz i zaczełam iść w strone domu. Byłam spory kawałek od szpitala gdy usłyszałam trąbienie, za mna stanoł samochód, usłyszałam chuk zamykanych drzwi i kroki..zamarłam. Podszedł do mnie, objoł mnie od tyłu w tali i mocno przytulił..


KONIEC

Brelsoon

czwartek, 22 sierpnia 2013

Pisała Megillin cz.17


Jak na razie nie mam nowych opowiadań :[


CZĘŚĆ SIEDEMNASTA
Jej wzrok intensywnie skupił się na jego osobie. Przez całe jej ciało przebiegał zimny dreszcz. Wszystko wokół stało się tak obce, tak nieważne. Stał przed nią, pierwszy raz od niemal ośmiu lat. Już nie był chłopakiem, którego po raz pierwszy zobaczyła w nie zbyt miłych okolicznościach, i którego pokochała pomimo wszystko. Ubrany w czarny garnitur, wyglądał poważnie i męsko. Stali tak przyglądając się sobie przez parę minut, które wydawały się trwać całą wieczność. Oboje w myślach wymieniali różnice, jakie w nich zaistniały. Odrębni od tych, jakimi byli sprzed paru lat. Działając impulsywnie przylgnęła do niego czując ciepło jego ciała. To samo ciepło, które tak bardzo pragnęła poczuć. Miała nadzieje, że rękom obejmie ją, powie, że się cieszy z jej obecności i bardzo ją kocha. Jednak nie zrobił tego. Odsunął ja od siebie, czego się nie spodziewała. Zdziwiona spojrzała mu prosto w oczy. Usiedli na krzesłach w tych samym momencie.
-Łukasz..-Zaczęła z wiarą w głosie
Uniósł wzrok utkwiony w stoliku.
-Emily.. Jeśli wierzysz, że między nami jeszcze coś będzie to..- Zaczął jednak przerwała mu.
-Zmieniłam się..
-Ja też. Jak widzisz.
-Nie chodzi o zmianę zewnętrzną..
-Też nie taką miałem na myśli.
Ton jego głosu był ostry niczym igły, które kuły ją boleśnie po całym ciele.
-Teraz moglibyśmy zacząć wszystko od początku. Wymazać przeszłość i ułożyć swój świat na nowo. Zamieszkałam w nowym mieszkaniu, i teraz tu pracuję..
-Emily, poczekaj. Twoje plany są nierealne.
-Wiem, zawiniłam. Popełniłam błąd okłamując Cię. Pozwól mi to naprawić..
-Ale ja Cię już nie kocham..
Zagryzła wargi, patrząc na niego. Łzy płynęły po jej policzkach, a słowa, które wypowiedział przed chwilą krążyły wokół niej. Nie potrafiła tego zrozumieć.
-W tym świecie nie ma miejsca dla nas jako pary ludzi, która się kocha. Możemy istnieć tylko jak jako ja i jako Ty. Ale nie razem. Może kiedyś była jeszcze taka możliwość jednak teraz już jej nie ma. Wiesz dlaczego. Nie będę wyrzucać dawnego żalu i bólu, choć wiele wycierpiałem i to z Twojej winny. Ale było minęło. Gdy trafiłaś do więzienia postanowiłem raz na zawsze zamknąć ten rozdział. Całkiem skutecznie. Szef zaproponował mi przejęcie jego restauracji, a sam zajął się bardziej rozbudowanym interesem. Z czasem z roztrzepanego chłopaka stałem się mężczyzną, który prowadzi swój własny bisnes. Prowadzenie restauracji dało mi nowe perspektywy. Rozwijałem się w także w innych branżach. Dziś mogę powiedzieć, że jestem kimś. I nie mówię tego z wyższością, ale jestem z siebie dumny, bo pomimo wszystkich przeciwności udało mi się wzbić. I dzisiejsze spotkanie traktuje jako sukces. Ten największy. Nie uległem Ci. Inie poczułem nawet odrobiny tej miłości, która niegdyś rozpalała moje serce. Teraz biję ono dla kogoś innego.
Uniosła głowę, zainteresowana szczególnie ostatnim zdaniem.
-Masz kogoś.?
-Owszem. Przez długi czas nie interesowałem się życiem towarzyskim. Jednak któregoś dnia poznałem Ją.
-Jaka jest.? -pytała niczym przyjaciela podczas miłej pogawędki.
-Spontaniczna ,pełna życia i radości. Spędzaliśmy ze sobą dużo czas. Zaledwie dwa miesiące od dnia, kiedy się poznaliśmy odbył się nasz ślub. Dziś mieszkamy na obrzeżach miasta ,we trójkę.
-Macie dziecko.?
Przytaknął kiwnięciem głowy dodając:
-Synka.
-Więc chyba lepiej już być nie może..
-Hm.. Tak-wstał chowając do kieszeni telefon komórkowy
-Muszę już iść.. – Chciał już odejść jednak zatrzymała go, chwilę wahając się.
-Bądź szczęśliwy.. – Powiedziała powstrzymując łzy.
-Dzięki.
A potem wyszedł i zniknął z jej życia.

***

-Emily.! – po korytarzu rozchodziło się echo uradowanych dziewczynek.
-Dobrze, że jesteś.
-Opowiem Wam dziś bajkę.
-O księżniczce i księciu.?
-Trochę inną bajkę.
-Bez królewicza.? –Zapytała zawiedziona Kinga.
-Dowiecie się już za chwilę.
Weszły do pokoju, w którym nieduża lampka rzucała światło na niewielką odległość. Usiadły wokół niej jak zazwyczaj i spoglądając na nią zaciekawione zaczęły wsłuchiwać się w jej spokojny głos rozchodzący się pokoju. Zainteresowanie malowało się na ich twarzach, choć wypowiadała dopiero pierwsze słowa owej historii, którą pamiętała tak doskonale jak żadnej innej.
- W bardzo odległej krainie, gdzieś gdzie świat był zupełnie inny, żyła sobie dziewczynka. Miała rodziców, którzy ją kochali.. –Zaczęła w dokładny sposób przybliżając im bajkę stworzoną przez Wiktora, na podobieństwo jej osobistych doświadczeń.
-Uwięziona w lesie pełnym złych zwierząt każdego dnia stawała twarzą w twarz z niebezpieczeństwem. Strach był jej towarzyszem. Dopiero wtedy zrozumiała każdy swój błąd. Zostawiła rodziców, przyjaciół, zostawiła cały ten świat, choć wcale nie powinna. Przez wiele lat błąkała się po ciemnym, zimnym lesie jedząc marne owoce i pijąc wodę z rzeki dzielącej las na pół. Po tej drugiej stronie wszystko było normalne. Kwiaty porastały trawę, ptaki śpiewały obsiadając drzewa pełne smacznych jabłek. Nie umiała pływać. Jednak, któregoś dnia postanowiła spróbować. Weszła do zimnej wody, i z trudem pokonała odległość z jednego brzegu do drugiego –zaczerpnęła powietrza– i wtedy okazało się, że znajduję się przy swoim domu. Rodzice stali przed drewnianą chatką podlewając kwiaty. Podbiegła do nich szczęśliwa przepraszając za to, że ich opuściła.
-A księże.?
-No właśnie, co z dobrym księciem, którego pokochała.?
-Wszystko wydawało się wracać do normy. Znów żyła w otoczeniu tych, których kochała. Jednak on wciąż był w jej sercu. I nawet na moment o nim nie zapomniała. Spotkała go.
-I co jej powiedział.?
-Ich rozmowa była długa i smutna. Dziewczyna prosiła o wybaczenie. Jednak on powiedział: „ W moim sercu nie ma już miejsca dla Ciebie. Moje życie wygląda dziś inaczej” ,a potem odszedł. Nie chciała już prosić o wiele. Nie chciała już wierzyć w rzeczy nie możliwe. Marzenia nie realne odsuwała na bok. Wiedziała, że wyimaginowane prośby pozostaną tylko wyimaginowanymi prośbami.
-I księże był szczęśliwy.
-A ona nie zamierzała burzyć jego szczęścia…


KONIEC
Megillin


Pisała Megillin cz.16


Kolejna część będzie już końcem :(


CZĘŚĆ SZESNASTA
Ostatni raz przyjrzała się ciemnym i zimnym ścianom. Tego dnia to miejsce miało stać się już przeszłością. Skończonym rozdziałem w jej życiu. Choć nie wiązała z nim zbyt wielu miłych wspomnień, odmieniło ją dokańczając zapoczątkowane przez Wiktora dzieło. Z poprzednią Emily łączyły ją tylko rysy twarzy. Nawet wizualnie nie przypominała młodej piękności. Podkrążone oczy, pierwsze zmarszczki, zaniedbane włosy. Wolnym krokiem podążała za strażniczką, tą samą, która niecałe osiem lat temu prowadziła ją przez ten sam korytarz, do celi mieszczącej się na jego końcu. W rękach trzymając niedużą torbę ze swoimi rzeczami opuściła to miejsce.

Wiosenne powietrze otuliło ją przyjemnie. Świat budził się do życia. A i ona czuła się niczym wyrwana z długoletniego snu. Zapach wolności wypełnił jej nozdrza. Na miękkich nogach opuściła więzienny obszar. Była wolna. Znów była wolna. W jej głowie tworzyły się wizje najbliższych, i trochę dalszych dni. Myślała, co będzie robić, gdzie pójdzie, co zje i czego się napiję.
W oddali ujrzała dwie postacie zmierzające ku niej. Jej krok przemienił się w bieg.
-Mamo. Tato.. – z płaczem wpadła w ramiona ojca, nie ukrywając radości.
-Teraz już wszystko będzie dobrze. –powiedział ojciec swoim ojczystym językiem.
-Dałaś radę. I jest tu z nami, wolna..

***

Zacząć wszystko od początku wcale nie jest łatwo. Początki nigdy nie są łatwe. Zwłaszcza, gdy przed owym początkiem już tyle się wydarzyło. Wspomnienia, poczucie winny, wyrzuty sumienia wciąż pozostały i nie wierzyła w to by kiedyś przeminęły. Była naznaczona pewnego rodzaju niewidzialną blizną, która pozostaje na całe życie.
-To Twoje nowe mieszkanie – powiedziała matka, a ojciec wręczył klucze. Stali na klatce schodowej, przed drzwiami do jej nowego mieszkania. Lekko drżącymi rękami otworzyła je. Przekroczyła próg wchodząc do środka, gdzie promienie zachodzącego słońca oświetlały pomieszczenia. Od razu poczuła zapach nowych mebli, i farbę świeżo malowanych ścian. Zostawiając rodziców za sobą weszła po kolei do trzech pomieszczeń. Łazienka, jej sypialnia i salon, a tuż obok kuchnia. Dużo mniejsze od apartamentu, w którym mieszkała kiedyś. Wszystko było nowe, jak i nowe było jej życie.
-Dziękuje Wam.. –wyszeptała.

-Pod tym adresem znajduję się kawiarnia, w której załatwiłem Ci pracę – ojciec wręczył jej kartkę.
Przeczytała zapisane na niej dane właściciela oraz kawiarni.
-Jeszcze raz Ci dziękuje, i Tobie też mamo- powiedziała całując obojga rodziców w policzki.
-Pamiętaj zawsze możesz na nas liczyć.
-Wiem..
Zamknęła drzwi za nimi zostając sama w nowym mieszkaniu. Położyła kartkę na blacie kuchennego stołu. Nie wiedziała, co zrobić na początku. Włączyć telewizor, wziąć kąpiel, czy może jak kiedyś zasnąć pod ciepłym kocem… wiele planów i dylemat, od której czynności zacząć. Spojrzała na zegarek. Była godzina 19.Miała jeszcze czas. W parę minut przebrała się i zamówiła taksówkę nie chcąc tracić czasu na przebycie drogi pieszo.

`Dzieci są nadzieją, która rozkwita wciąż na nowo, projektem, który nieustannie się urzeczywistnia, przyszłością, która pozostaje zawsze otwarta` -przeczytała słowa Jana Pawła II nad drzwiami oddzielającymi hol od sali głównej, gdzie znajdowały się pozostałe pomieszczenia. Często zatrzymywała się pozwalając sobie na chwile zadumania. Dzięki pracy wśród tych małych istot, zrozumiała sens życia. Bowiem w dzieciach można dostrzec radość życia, niezakłócony spokój. Ich uśmiech wytwarza wyjątkowej specyfiki nastrój, który sprawia, że wszystko staję się łatwiejsze.
Z zamyślenia wyrwał ją cienki głos dziewczynki.
-Emily..przyszłaś – powiedziała ubrana w białą piżamkę, odgarniając z czoła za długą grzywkę.
-Tak. I teraz będę przychodzić częściej – odpowiedziała uśmiechając się do niej.
Na twarzy dziewczynki pojawił się promienny uśmiech, która już po chwili ciągnąc Emily za rękę zaprowadziła ją do wspólnego pokoju czterech dziewczynek. Wszystkie ubrane w te same piżamy ucieszyły się na widok Emily. Siedząc na środku łóżka czytała im bajkę, a one wsłuchane w jej spokojny głos obserwowały obrazki w książce. To stało się powoli rytuałem. Gdy wieczorem, co każdy wtorek przywozili ją tu by od pracowała swoje dwie godziny pracy społecznej. Czytała dzieciom bajki, bawiła się z nimi, rozstrzygała wszelkie spory. Obserwowała jak rosną pozbawione rodzicielskiej miłości.
-Książe zapytał piękną dziewczynę `Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?`. Zarumieniona odpowiedziała `Tak`. Szybko po oświadczynach odbyło się huczne wesele. Młoda para zamieszkała w zamku z trzema wieżami, a potem żyli długo i szczęśliwie – przeczytała ostatnie słowa bajki.
-Wszystkie bajki kończą się tak samo.. I żyli długo i szczęśliwie –zauważyła ciemnowłosa pięciolatka.
-Dlaczego?– Zadały pytanie jednocześnie dwie inne dziewczynki.
-To dobre pytanie. Dlaczego nikt nie napisał bajki, gdzie zakończenie brzmi `I nie żyli długo i szczęśliwie`?

„Może, dlatego by bajki odbiegały od życia.? W naszym świecie też nie ma księżniczek, elfów i innych fantastycznych stworów. Życie nie zaczyna się słowami ` za górami, za lasami za siedmioma dolinami` i nie kończy `i żyli długo i szczęśliwie.` Może to tylko taki chwyt, aby zachęcić dzieci do słuchania” – odpowiedziała sobie w myślach.
-Odpowiesz na nie.? –zapytała Blanka. Ta sama, która przywitała ją w korytarzu.
-Bo bajki to taki piękny świat, gdzie negatywni bohaterowie ponoszą kary za swoje czyny, a Ci dobrzy zostają wynagrodzeni. Gdybym przeczytała Wam bajkę, gdzie zakończenie jest zupełnie inne nie byłybyście z tego zadowolone. Prawda.?
Przytaknęły kiwnięciem głowy spoglądając na siebie.
-Kiedyś to zrozumiecie. Teraz pora byście położyły się spać.
Nie do końca zadowolone położyły się pod kołdrami swoich piętrowych łóżek. Emily ucałowała w czoło każdą z nich i wyszła z pokoju mówiąc
-Niech Wam się przyśni wspaniały królewicz..

***

Równo z wybiciem godziny 10 stanęła przed drzwiami kawiarni, gdzie bez wątpienia miła atmosfera zachęcała przechodniów do wejścia. O tej godzinie w środku tygodnia stoliki były praktycznie puste. Wysoka kobieta opuszczała lokal w tym samym momencie, gdy Emily zamierzała do niego wejść. Przepuściła ją, po czym ocierając się lekko o jej ramię weszła do środka zamykając za sobą drzwi.
-Dzień dobry – powiedziała podchodząc do blatu, za którym stały dwie dziewczyny ubrane w błękitne służbowe koszule i zawieszone luźno czarne krawaty.
-Cześć. Ty jesteś Emily.. –powiedziała młodsza brunetka.
-Tak, to ja.
-Jestem Kaśka –dziewczyna wyciągnęła do niej rękę –szef powiedział nam, że z rana możemy spodziewać się przyjścia nowej pracownicy.
Emily uśmiechnęła się rozglądając speszona.
-Chodź. Szef już dał nam polecenie. Od dziś zaczniesz pracę. Nauczymy Cię wszystkiego. To fajna praca.. – Rozgadana brunetka wyszła zza blatu. Wzięła ją za rękę i zaprowadziła na zaplecze, gdzie przez następną godzinę przedstawiała jej wszelkie zasady, obowiązki i prawa. Już od początku Emily poczuła sympatie do tej dziewczyny.
-To Twój mundurek. Niebieska koszula, krawat, i czarny fartuch. Z czasem nabędziesz wprawę. Przebierz się i przyjdź do nas.
-W porządku –odpowiedziała Emily znikając za drzwiami łazienki. W parę minut nałożyła na siebie strój. Dość niepewnie wróciła do kobiet czując się nieswojo.
-No i elegancko – powiedziała Kaśka poprawiając jej krawat –proszę, to Twój notes. Widzisz tego mężczyzna w garniturze?
-Tak.
-To do dzieła – oznajmiła wypychając ją w stronę stolików.
-Mam złożyć zamówienie.?
-Właśnie tak. Pamiętaj: dzień dobry, co pan sobie życzy, dziękuje, i tak dalej. Idź, pokaż, że potrafisz – poklepała ją po plecach jak by dodając otuchy.
Na miękkich nogach ruszyła ku stolikowi, przy którym siedział mężczyzna zaczytany w gazetę. Nie przyglądała mu się zbytnio. Bardziej skupiła się nad tym, co powiedzieć.
-Dzień dobry. Co podać.?
-Dzień dobry. Poproszę kawę.. – powiedział, a ona poczuła jak zlewa ją zimny pot. Ten głos…


CDN.
Megillin


Pisała Megillin cz. 15


Wysyłajcie swoje opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się podpisać!


CZĘŚĆ PIĘTNASTA
Miała wrażenie, że tkwi uwięziona w ciele nieznanego człowieka, a to, co teraz się dzieję nie dotyczy jej osoby. W niewymiarowej koszuli, w obszernych spodniach związanych w pasie przekroczyła próg celi, w której znajdowało się wąskie łóżko, umywalka i toaleta. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach. Dobiegał tam hałas, komentarze innych więźniarek zaciekawionych jej przybyciem.
Rozejrzała się po nie wielkiej celi, w której od tego dnia miała spędzić każdy kolejny.
-Twój nowy apartament.. Księżniczko-powiedziała z ironią kobieta.
-Śniadania o godzinie 8. Obiady o 14, a kolacje o 19. Po obiadach przez półtorej godziny cele pozostają otwarte, widzenie raz w tygodniu, kąpiel także. Jakieś pytania.?– powiedziała ciągiem, nie robiąc przerwy na oddech.
-Nie.. –odpowiedziała tylko Emily nie patrząc jej w oczy.
Wyszła zamykając cele. Dziewczyna usiadła niepewnie na łóżku. Ogarnął ją chłód wnętrza, drżała na ciele czując się nieswojo. Przyglądała się ciemnym ścianom więziennej celi. Kolejna droga w jej życiu.. za więziennymi kratami, w otoczeniu zbrodniarek – takich samych jak i ona- lub gorszych. Z jej oczu płynęły łzy.
Miała ochotę krzyczeć. Wyrazić wszystkie swoje emocje, jednak nie zrobiła tego. Tłumiła w sobie uczucia, i wszystkie te słowa, które tak pragnęła wypowiedzieć.

Wyrzucić z siebie raz na zawsze…

***

Poczuła jak ktoś zawiesza jej na ramiona ręce, obciążając ją swoim ciężarem.
-Witamy nową koleżankę –powiedział głos po jej prawej stronie. Spojrzała do góry, widząc wysoką i niezwykle chudą dziewczynę o blond włosach. Nazbyt wystające kości policzkowe dawały wrażenie wizerunku anorektyczki. Przeniosła swój wzrok na tą, która znajdowała się teraz tuż przed nią. Całkowite przeciwieństwo tej pierwszej. Nie dużo wyższa od Emily, jednak o wiele silniejsza. Uwydatnione mięśniami ręce, wulgarna mina i nienawistne spojrzenie kierowała w stosunku do Emily.
-Masz na imię.? –postawiła pytanie.
-Emily..
-Dość nietypowo. Ja jestem Bestia lub Dagmara. Ona nie jest piękna, a Szkapa lub Gośka… – mówiła, nie uzyskując odpowiedzi.
-A liczyliśmy na długo rozmowę z naszą nową koleżanką – nazywana Szkapą dziewczyna pogłaskała ją po głowie, co zdenerwowało Emily. Gwałtownie odsunęła się od nich, podchodząc bliżej łóżka.
Ich obecność stała się nachalna, a w słowach, które wypowiadały kryła się kpina. Zaczepiały ją, chcąc sprawdzić jej cierpliwość.
-Mogłybyście dać mi spokój.?! –zapytała zdenerwowana, podnosząc ton głosu.
Spojrzały się po sobie, z sarkastycznymi uśmiechami na twarzy. Bestia pchnęła ją jednym ruchem ręki pod ścianę.
-To był taki test. Chciałyśmy sprawdzić, do jakiej grupy możemy Cię zakwalifikować. Najwyraźniej nie masz ochoty żyć z nami w zgodzie, więc miej się na baczności. Tępimy tu takich pseudo chojraków. – powiedziała spokojnym, jednak dobitnym tonem. Poklepała ją ręką po policzku, i wyszła pierwsza z celi.
-A mówili, że jesteś taka ładna… – nie oszczędziła sobie komentarza na koniec.
Chwilę potem Emily znów została sama. Dała się ponieść emocjom, czego potem bardzo żałowała. Czuła się słaba, zbyt słaba by przezwyciężyć to, co czekało ją w tym miejscu..

***

-Nie płacz, już za późno na łzy. Dasz radę..– powtarzała kojącym głosem matka, kładąc dłoń na jej policzku.
-Nawet nie wiesz jak tu jest…
-Ale wyobrażam to sobie..
-Chciałabym cofnąć czas, wrócić do mojego mieszkania.. chciałabym to wszystko zmienić. Tyle złego się wydarzyło..
Kobieta patrzyła na córkę z żalem.
-Dobrze, że chociaż zrozumiałaś własne błędy.. Jeśli chodzi o Twoje mieszkanie..
-Sprzedaliście je. Wiem.. Tata wspominał tydzień temu. Nie mam Wam tego za złe. Wykorzystajcie pieniądze, jakie otrzymaliście.. –zamilkła na chwilę. Jej matka także utrzymywała się tym stanie
-Wiesz może.. –odezwała się w końcu dziewczyna- jak ma się.. Łukasz.?
-Kochasz tego chłopaka.? –odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Tak, kocham go. I nie potrafię o nim nie myśleć..
-Zgubiłaś się we własnym życiu. Twoje postępowanie zwiodło Cię na zły tor. Musisz przez niego przebrnąć. Nie będzie łatwo, ale wierze w Ciebie. Poradzisz sobie.
- Nie mam już siły walczyć..
-Musisz mieć. Pamiętaj nie jesteś sama.. – uścisnęła mocniej dłonie dziewczyny. W tej samej chwili pilnująca strażniczka oznajmiła, że to już koniec odwiedzin.
Wstały, przytulając się do siebie. Matka ucałowała ją, i poszła ocierając dyskretnie łzy.

Były jeszcze dwie tak ważne osoby w jej życiu, dla których warto było przezwyciężyć wszystko. Jej rodzice – oni wciąż wierzyli w swoją Emily.

***

Stawiała kroki poprzez więzienny korytarz. W ustach czuła wciąż smak niesmacznej zupy, którą karmili ich prawie codziennie. Jak najszybciej chciała dostać się do swojej cieli, by móc położyć się i zasnąć. To była czynność, którą wykonywała najczęściej. Wolała spać w dzień, a noce spędzać na rozmyślaniach. Wtedy panował spokój, nikt nie drażnił ją swoim natrętnym towarzystwem. Mogła beztrosko odlecieć do świata wspomnień, spokojnie ronić łzy do poduszki, i wyrzucać sobie winny. Minęło już sporo czasu. Powoli przyzwyczajała się do życia w więzieniu.
-Zróbcie przejście.! Nasza gwiazda idzie. –usłyszała głos po swojej prawej stronie. Spojrzała w bok widząc Dagmarę opartą o ścianę.
Przechodzące dziewczyny i kobiety zatrzymały się zainteresowane.
-Jak się masz śliczna.? – dłonią przejechała wzdłuż jej policzka, tak aby wyglądało to pieszczotliwie. Emily złapała jej rękę, czując zdenerwowanie. Ten gest był jednak złym ruchem. W jednym momencie znalazła się na ziemi. Czując uderzenia padające w różne części ciała, w szczególności na twarz. Zasłaniała głowę rękoma, kuląc się z bólu, i w myślach prosząc by już przestała.
-Już dawno miałam ochotę to zrobić.!Plastikowa lalka, pusta idiotka.! – przekrzykiwała głosy innych dziewczyn.
Dopiero pojawienie się strażniczki zdołało uspokoić żeńską grupę dopingujących.
-Rozejść się do swoich cel.! – Krzyk niósł się po korytarzu, który w parę minut opustoszał.
Emily podniosła się czując ciepłą ciecz wypływającą z jej wargi. Odsunęła się na pewną odległość od Dagmary, która obdarzyła ją kolejnym wrogim spojrzeniem. Na jej czole wystąpiły kropelki potu. Dyszała zdenerwowana.
-Mogę wrócić do celi? –zapytała Emily.
-Pielęgniarka opatrzy rany, a Ty zostaniesz ukarana. Chodźcie..- powiedziała surowym tonem prowadząc je w nie znane dla Emily miejsce…

***

-Mogło to wyglądać strasznie, ale na cielenie masz zbyt dużo siniaków, czy zadrapań. Najbardziej ucierpiała twarz. Za tydzień nie powinno być śladu po pobiciu- mówiła młoda pielęgniarka sprzątając już po obejrzeniu Emily. Dziewczyna naciągnęła powolnie koszulę, i stanęła na nogach.
-Dzięki.. – powiedziała cichym tonem.
-W porządku.
Była to chyba pierwsza miła osoba, jaką spotkała w tym miejscu. Większość kobiet, na które spojrzała odpowiadała słowami typu `Nie gap się`. Nie było tu dziewczyny, z którą mogłaby zamienić zdanie. Tylko ta młoda pielęgniarka okazała się być w stosunku do niej przyjaźnie nastawiona.
-Przyjdź do mnie jutro z rana, spojrzę na te rany jeszcze raz.
-Dobrze..
-Nie bądź taka przygaszona. Jestem tu pielęgniarką, ale od czasu do czasu pełnie rolę psychologa. Nie gryzę, i nie znęcam się nad żadną z kobiet czy dziewczyn. Mam nieść pomoc, i dodawać otuchy..
-Ta pomoc to chyba trochę niesłuszna..
-Niesłuszna.?–zagadnęła.
-Bo czy zasłużyłyśmy na nią.? Jesteśmy sobie same winne. To nasza kara..
- Mało, która z tych przestępczyń ma takie podejście. Chyba wiele przeszłaś. Jesteś…Jak masz na imię.?
-Emily…Emily Brown.
-Kojarzę Cię…Tylko nie wiem skąd.
Dziewczyna usiadła z powrotem na szpitalnym łóżku.
-Byłam modelką, więcej z moim nazwiskiem mogłaś spotkać się chociażby w gazecie.
-Całkiem możliwe. Ja jestem Aurelia –wyciągnęła w jej stronę rękę.
Emily uścisnęła ją, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
-Długo tu jesteś.?
-Przeszło 3 miesiące..
-Pewnie nie spotkałaś się jeszcze z kimś normalnym, miłym.. Na mnie zawsze możesz liczyć.
-Nawet nie wiesz, co zrobiłam, a traktujesz mnie tak przyjaźnie.
-Staram się być wyrozumiała.
W drzwiach stanęła strażniczka oznajmiając stanowczo, że pora wrócić do celi. Wyszła z niewielkiego gabinetu kierując się w stronę znienawidzonego pomieszczenia…


CDN.
Megillin