Wysyłajcie swoje
opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już
opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się
podpisać!
CZĘŚĆ PIĄTA
-... Vincent zaginął. W sumie uciekł. Był zamieszany w jakieś brudne interesy.-powiedział-Mam też drugą wiadomość. Nie jestem z tond-wyznał, a moje oczy otworzyły się szerzej.
-Ale skąd tak naprawdę jesteś i jak się tu znalazłeś??-zapytałam z małą nadzieją, że mnie nie porzuci.
-Jestem z innej planety. Przenoszę się tu gdy tracę przytomność-wyjaśnił, a ja padłam mu w ramiona. Był zdziwiony moją reakcją, jednak odwzajemnił uścisk.
-Wiesz. Jestem z Ziemi. Tam nazywają mnie "inną".-otworzył szeroko oczy.- Też trafiam tu w taki sposób jak Ty. Mam nadzieję, że także jesteś z Ziemi, bo po 15 roku życia nie można tu trafiać kiedy się chce. Taka podróż możliwa jest 1-2 w ciągu roku.-wytłumaczyłam. Byłam wyraźnie podekscytowana, wyczuł to.
-A potrafisz tak? Zaraz Ci coś powiem.-szepnął, a ja zdziwiona czekałam- Chcesz dokładkę??-zapytał mową telepatyczną.
-Tak-odpowiedziałam i zaskoczyłam go.-Ale skąd pochodzisz??-zapytałam by upewnić się, że będziemy mogli być razem, na zawsze.
-Z planety F127G.-zasmucił się-Oddalona jest od Ziemi o jakieś 105 tysięcy lat świetlnych. Na szczęście nasza cywilizacja jest tak rozwinięta, że taka podróż zajmuje 10 godzin-powiedział uśmiechnięty-Wiesz tak naprawdę pochodzisz z mojej planety. Kilkanaście lat temu wysłaliśmy parę z dzieckiem na waszą planetę. Zostali oni jednak zamordowani jako wysłannicy diabła. Ich dziecko przeżyło i spłodziło jednego potomka, który musi wrócić kiedyś z tamtego świata. Daj znać kiedy będziesz gotowa.-oznajmił i delikatnie pocałował w czoło, po czym odszedł.
Widzę, że już na mnie czas. Co mam tu robić sama? Idę powiedzieć rodzicom, że ich opuszczam. Wychowali mnie, porozumiewali się ze mną jak "Inni" rodzice. Wszystko mi tłumaczyli. Poproszę Jess'a, abym mogła ich zabrać ze sobą na F127G. Ciekawe czy żyję nieśmiertelnie? Nie wiem jak wyglądałoby moje życie gdyby rodzice umarli, a ja musiałabym żyć jeszcze z 1000 lat bez nich. Rozmyślałam jeszcze tak do końca podróży. Gdy się obudziłam poszłam spać. Nigdy nie miewam snów w czasie gdy śpię. Dla niektórych to dziwne, ale ja dostaję w zamian władzę nad moimi snami. To jest super, ponieważ nie muszę czekać aż obudzę się z koszmaru czy opuszczać niezłej komedii, ponieważ mama mnie budzi do szkoły. Jest tylko jeden minus. Mogę zginąć w śnie, a później zabrano by moje ciało w pół żywe by poćwiartować mnie i dopiero danoby mi odejść.
***
Szłam szkolnym korytarzem. Nie było mnie w szkole jakieś 7 dni. Byłam zdziwiona gdy nikt ani razu mnie nie zaczepił. Żaden człowiek nawet nie spojrzał na mnie kpiąco. Może znaleźli sobie nowy obiekt kpin. Dziwne no, ale zaczęłam się cieszyć, że najprawdopodobniej dadzą mi żyć jak zwykły człowiek. Weszłam do klasy 5 minut po dzwonku i zobaczyłam grupkę wytapetowanych szatynek i brunetek oraz chłopaka w kapturze, który siedział sam na uboczu. Zaraz, zaraz. Do mojej klasy miało dojść 5 osób. Ciekawe kto to.
-Dzień dobry Paulo.-przywitała mnie miłym głosem pani od angielskiego.
-Dzień dobry!-uśmiechnęłam się.
-Doszło do nas 6 osób. To Karolina, Wiktoria, Lena, Binka i Blanka.-przedstawila dziewczyny, które z początku złe, że pani wyrwała je z rozmowy uśmiechnąły się przyjaźnie do mnie i usiadły, wracając do rozmowy. Może nie są takie wredne jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. W każdym razie nie zamierzałam wytaczać im wojny.-Ten w bluzie to Vincent.-uśmiechnęła się i wskazała dłonią chłopaka w bluzie, który ani drgnął gdy usłyszał swoje imię.-Proszę usiądź obok niego, ponieważ nie ma wolnych miejsc obok innych uczniów.-w cale nie zamierzałam siadać obok innych. Kogoś mi przypominał z postury, ale za nic nie mogłam przypomnieć sobie kogo. Lekcja płynęła mi spokojnie 6 z odpowiedzi. Byłam z siebie bardzo dumna. Vincent w ogóle się nie ruszał. Pani chciała by przeczytał zadanie, ale on jakby wymyślonym głosem powiedział, że musi się zaaklimatyzować. Nie powiem był dziwny. W końcu skończyła się lekcja. Cała klasa wyszła, pani poprosiła mojego "kolegę z ławki" na rozmowę. Poczekałam przed klasą na niego. Nigdy dotąd nie ujrzałam jego twarzy. Było to dziwne, bo ja twarzy nigdy nie kryłam w kapturze za dużej bluzy.
-Może porozmawiamy.-zapytałam, a on chwycił mnie zatykając mi przy tym usta i wprowadził do męskiej toalety. Szarpałam się, chciałam się uwolnić. Nikogo nie było w środku, byłam bardzo przerażona. Powiem, że był bardzo silny jak na takiego chudego. Wprowadził mnie do toalety dla niepełnosprawnych. Była największa byłam pewna, że chce mnie zgwałcić. Gdy zamknął drzwi uderzyłam go tak mocno, że padł na podłogę. Zaczęłam go kopać z całej siły w brzuch i po twarzy. Nagle w pół przytomny ściągnął kaptur. To był Jess! Mój ukochany szczupły blondyn. Przyleciał do mnie, a ja prawie go zabiłam. Miał całą twarz posiniaczoną. Upadłam na kolana i zaczęłam go całować. Otworzył oczy uśmiechają się. Bardzo mi ulżyło.
-Nic mi nie jest, ale jeśli całowałabyś mnie tak za każdym razem gdy mnie pobijesz. Jestem na to gotów.-zażartował.
-Chcesz iść do domu?-zapytałam
CDN.
Liah
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz