Wysyłajcie swoje
opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już
opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się
podpisać!
CZĘŚĆ DRUGA
Obudziłam się. W sumie to dla lekarzy i bliskich oprzytomniałam. Nie mogłam oddychać. Leżałam w jakimś czarnym worku, w którym brakowało mi tlenu. Zaczęłam miotać się na wszystkie strony. Miałam cichą nadzieję, że ktoś mi pomoże... Otworzy ten cholerny worek! Nie słyszałam nic. Nagle poczułam dotyk uspokoiłam się nieco. Rozpiął się zamek. Zaczęłam łapać powietrze jak ryba. Otworzyłam oczy, które nie przydały się podczas pobytu w worze. Ujrzałam przerażonego tatę i mamę z lekarzem obok. Ich miny nie były przyjazne. Lekarz był przerażony, a rodzice zdenerwowani. No tak mówili, abym uprzedzała ich jeśli będę chciała odlecieć na czas dłuższy niż 1 dzień.
-Ale przecież ona... ona nie żyła. Umarła. Nie było pulsu, akcji serca i... i mózg nie pracował.-wydukał lekarz z przerażeniem.
-Mógłby nas pan zostawić? Chcemy porozmawiać.-powiedziała zdenerwowana mama.
-Dobrze.- lekarz zdziwiony jej zdenerwowaniem wyszedł zamykając drzwi za sobą.
-Wiesz ile Cię nie było?!-spoważniał tato, zdenerwowany, jednak nie krzyczał. Co mogliby pomyśleć ludzie na korytarzu. Krzyczy, bo córka mu odżyła.
-No zaskocz mnie.-olałam to.
-3 dni-powiedziała mama-Trzy dni leżałaś nieżywa, a my przekonywaliśmy lekarzy, żeby nie wysyłali Cię do kostnicy. Robiłam wszystko, żebyś się wybudziła, ponieważ dostaliśmy 3 dni-więc już wiem dlaczego mnie coś ciągnęło, abym oprzytomniała-Ten dzisiaj to był dzień 4, więc ożyłaś i prawie umarłaś jako INNA.-powiedziała z pouczeniem i zdenerwowaniem.
-Ale mamo.-chciałam się usprawiedliwić, ale przerwał mi tato.
-Była umowa. Jeśli chcesz się odłączyć, mówisz to nam i pod naszym okiem śnisz. A nie wchodzisz do klasy i umierasz w progu.-zirytował się tato.
-Nie bądź dla niej taki surowy.-skarciła go mama.
-Po pierwsze dostałam miotłą w głowę. Po drugie nie chciałam tracić przytomności. Po trze...
-Proszę już zostawić pacjentkę samą.-wtrącił się lekarz-Wykonamy badania i zostanie jeszcze dzień na obserwacji.-podsumował lekarz i wyprosił rodziców z sali.
Tak te ich chore eksperymenty. Po moim trupie. Widziałam przez szybę jak rodzice rozmawiali z lekarzem. Tak znów mnie wypisują. Nigdy nie zrobiono mi badań. Nigdy. Dlaczego? Ha. Dlatego, że moja krew jest biała, i działa jak środek żrący na każdy wytwór ludzki, ale nie na ciało, czy włosy o ile były naturalne. Poza tym, moje serce bije bardzo wolno, podczas snu, czy właśnie omdlenia wcale lub 1 uderzenie na minutę. Nie chciałabym więc stać się obiektem badań. Tak chcę znów być całowana, przez Jess'a. Wtulona w niego. To się nie może powtórzyć. Nie mogę go pragnąć ponad wszystko. Podobno z miłością w życiu łatwej, przez wszystko przejść i wygrać każdą walkę. Jestem inna. Zawsze ciekawiło mnie czy Vincent i Jess także są inni i żyją na tym oziębłym globie prześladowani i odrzucenie przez społeczeństwo. Rodzice także nie ułatwiają mi życia. Ciągłe zakazy i ograniczenia. Oprócz tego, że pomagają mi uporać się z tą odmiennością i tłumaczą co i jak, nie pomagają mi zbytnio. Mama jest kochana, ale nadopiekuńcza, a ojciec? Ciągłe zakazy. Mama próbuje mnie jakoś od niego uwolnić, ale na nic się to zdaje. Drzwi się otworzyły i ujrzałam w nich zakapturzoną postać. Zapewne mężczyzna. Czarna bluza z kapturem, i szare rurki. Tego bym się nie spodziewała. Obstawiałabym dresy z krokiem do kolan. W ręce trzymał bukiet róż. Nie, nie czerwonych jakby się można było spodziewać. Czerwone róże to znienawidzony przeze mnie znak miłości. Róże białe. Nieskazitelne. Jakby wykonane ze szkła przez mistrza. Podszedł do łóżka obok i wstawił kwiaty do wazonu. Usiadł i złapał kobietę za rękę. Zaczął do niej mówić.
-Kochanie obudź się. Błagam. Tak Cię kocham, przepraszam nie chciałem naprawdę. To moja wina. Miłość zabija, niestety. Więc żegnaj jeśli nie dajesz mi szansy.
-Miłość zabija.-wyszeptałam, tłumiąc to dodatkowo kaszlem. Bardzo ciekawe. Brzmi to jak pożegnanie.
Nagle coś prze ułamek sekundy zapiszczało. Odwróciłam się i popatrzałam na niego. Siedział. A niech sobie papla do tej dziewczyny idę spać. A przynajmniej spróbować zasnąć.
Mężczyzna jeszcze coś tam bełkotał, i późnym wieczorem wyszedł. Gdzie rodzice? Powinni mnie uwolnić, dobrze wiedzą jak źle znoszę pobyt w szpitalu. No cóż. Na szczęście nie pozwolili mnie przebrać. Więc wstałam założyłam buty i wyrwałam wenflon. Cholera! Kolejna rana. Kiedy ja się nauczę, że to się wyciąga pociągnięciem do siebie, a nie rozrywa skórę. Miałam koło łóżka stolik z wacikami, taśmą itp. wzięłam kilka gazików. Położyłam na ranę i zawinęłam dłoń bandażem. Bandaż został automatycznie wypalony, a waciki ku mojemu zdziwieniu zostały po raz pierwszy zaakceptowane przez moje ciało. Tak były bowiem rzeczy, które moje ciało potrafiło zaakceptować. Była to konieczność ku drodze do normalnego funkcjonowania. Wyszłam szybkim krokiem z sali. Nikogo nie było na korytarzu. Pokój pielęgniarek był po przeciwnej stronie niż wyjście. Byłam u końca korytarza, gdy na drodze stanęła mi pielęgniarka.
-A pani dokąd?-zapytała.
-Właśnie wychodzę. Byłam odwiedzić bliską mi osobę.-skłamałam. Byłam w tym mistrzem.
-Aha. To życzę dobrej nocy.-odpowiedziała z uśmiechem.
-Ja również.-powiedziałam szybko. Pośpiesznym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia.
Wolność. Byłam przed szpitalem. Ruszyłam w stronę ulicy. Miasto było opustoszałe. Szłam ulicą do domu. Duża rezydencja otoczona 2 metrowym ogrodzeniem. Nie dało się wejść tam ogrodzeniem, tylko brama. No i ewentualnie moja dziura, którą wykopałam w wieku 10 lat tak na wszelki wypadek. Kilka razy jej używałam. Potajemna ucieczka z domu jaki potajemny powrót to pestka. Drzwi do piwnicy zawsze otwarte. Odkryłam dziurę i wślizgnęłam się do niej. Byłam już na terenie posiadłości. Zakryłam dziurę po obydwóch stronach i ruszyłam przygarbiona do wejścia do piwnicy. Nacisnęłam klamkę i pociągnęłam.
-Cholera! Zamknięte.-Powiedziałam pół szeptem, aby nie obudzić ochroniarzy. Nagle złapał mnie ktoś od tyłu i zakneblował. Musiałam iść, bo inaczej zostałabym zaciągnięta po ziemi. Tak wejście do mojego domu jest łatwe. A nawet bardzo łatwe.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz