czwartek, 12 września 2013

Pisała M.M


Wysyłajcie swoje opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się podpisać!

T
o było coś strasznego wszyscy strzelali a ja nie wiedziałam co się dzieje patrzyłam tylko na rozmazany obraz który cały czas uciekał mi sprzed oczu . Płakałam niemal całą drogę do Anglii z powodu Marilyn'a.Obiecał ze kiedyś dojedzie do nas i wrócimy do siebie. Minęły 3 lata...mam teraz 19 lat i nadal płaczę przy oknie i myślę co on robi czy o mnie pamięta a kiedy dojdę myślami do najgorszego najczęściej zasypiam. Ze zmęczenia a może z płaczu sama nie wiem, wiem jednak ze zanim tęsknię. Cała moja rodzina uznała ze nie żyje, jednak ja jednak mam płomyk nadziei który z każdym dniem traci naftę i płonie coraz to słabiej i słabiej. Niemiałam nadziei gdy   dostałam list niego ale gdy go przeczytałam nie byłam już tak uradowana wiedziałam ze żyje ale myślałam ze jest bez nas nieszczęśliwy myliłam się jednak napisał:
,, Nie martw się o mnie mam się dobrze wiem że kiedyś ci obiecałem ze wrócimy do siebie jednak ludzie i plany często się zmieniają .Sama się o tym jeszcze przekonasz. "
W tym momencie poczułam co znaczy  znienawidzić człowieka w 1 sekundę przecież mi obiecywał przyrzekał mówił ze mnie kocha, czułam ze wszystko co było we mnie runęło w dół. Coraz częściej siedziałam przy oknie i marzyłam. Potrafiłam siedzieć tak 2-4 godz. Płynąc na swoją własną wyspę gdzie szczęście i radość nie maja granic. Była we mnie pustka, kiedyś wypełniała ją miłość i nadzieja. Nagle z za okna usłyszałam:
,, Rób to co robisz brat, świat jest dziki
Nie pozwól żeby ktokolwiek mówił, że jesteś nikim
Licz tylko na siebie jeśli umiesz liczyć
Bo mimo upływu lat nadal żyjemy w dziczy.” 
  Zrozumiałam że przez ten cały czas myślałam o nim podczas gdy on bawił się w najlepsze. Wstałam, otarłam oczy i pojechałam... Pojechałam do niego, nie po to aby błagać o jego miłość lecz po to aby wszystkie emocje nagromadzone przez te lata ulotniły się razem z wyrzuconymi mu słowami..

Koniec
M.M


wtorek, 10 września 2013

Pisała Liah cz.6


Wysyłajcie swoje opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się podpisać!


CZĘŚĆ SZÓSTA
Wyszłam z nim z toalety. Niosłam jego plecak, swój i na dodatek opierał się na mnie oddając mi pół ciężaru swojego ciała. No cóż trzeba cierpieć za głupotę. Ludzie ze szkoły dziwnie się na mnie patrzyli. No tak dziwna zadaje się z dziwnym. Idealne połączenie. Na szczęście moi rodzice wyjechali na tydzień. Byliśmy sami w moje 15 urodziny. Ciekawe czy planował przylot tutaj czy przybył po mnie o niczym nie wiedząc. Obstawiam tą pierwszą opcję. Miło z jego strony. Weszliśmy do domu. Posadziłam go na kanapie w salonie i poszłam po opatrunki. Dobrze, że musiałam ich dużo razy używać, więc wiedziałam gdzie je znaleźć. Gdy znalazłam apteczkę popędziłam szybko na dół wywracając się przy tym na schodach. Na szczęście nic mi się nie stało. Doszłam do kanapy i zobaczyłam tam śpiącego, półnagiego Jess'a. Wtedy dopiero zobaczyłam jak ma poobijane całe ciało. Przełknęłam ślinę, wyobrażając sobie przy tym ile bólu mu sprawiłam. Pocałowałam go delikatnie i zaczęłam go opatrywać. Mam nadzieję, że szybko się zagoi. Po 30 minutach był praktyczne cały w bandażach. Okryłam go kocem i położyłam się obok. Po jakiś 10 minutach wstał i zaczął mnie całować. Tu ja przejmowałam kontrolę. Zaprzestałam tego.
-Jutro przyjeżdżają moi rodzice.-wspomniałam.
-Ale to dopiero jutro.-pokusił.
-Jesse.-wypowiedziałam jego imię tak poważnie jak nigdy.-Nie możemy.
-Nie chce Ci się?-zapytał zbity z tropu.-Rozumiem.
-Hej kocie! Chcesz, żebym zaplamiła wszystko krwią?-zapytałam z uśmiechem.
-Moja królewna ma okres. Zapewnię Ci godne warunki.-wstał i zachwiał się.
-Jess musisz odpoczywać.-niestety jak zwykle mnie nie posłuchał. Wziął mnie na ręce zrobił krok i razem upadliśmy na ziemię.
-Auć-powiedziałam.-Musisz mi to jakoś zrekompensować.
-Nauczę Cię jeździć konno, ok?-zapytał, a ja z przejęciem w oczach kiwnęłam głową.
Tym razem na własnych nogach wstaliśmy i poszliśmy do mojego pokoju rozpocząć wielkie pakowanie. Mój ukochany już zakupił dom mi i moim rodzicom. Jak zwykle o wszystkim pomyślał. Pracowaliśmy w ogromnym skupieniu, co później nas rozbawiło. Zamówiliśmy firmę przeprowadzkową. Mieliśmy pół dnia i całą noc. Udało się nam spakować wszystko i nad ranem ustawiliśmy pudła przed domem. Poszliśmy spać. Równo o 10.00 obudziła nas zdenerwowana mama. Spałam z Jess'em w jednym łóżku. Tak moja mama się zdziwiła.
-Co to za chłopak.-zapytała pół szeptem, aby go nie obudzić.
-Mamo to jest Jess mój chłopak. Tej nocy do niczego nie doszło.-odpowiedziałam zaspana, a mama się uśmiechnęła.
-A co mają znaczyć te pudła przed domem?-zaciekawiła się.
-Dzisiaj wyjeżdżamy na planetę Jess'a. Tam gdzie wszyscy są tacy jak ja.-mama posmutniała-Zabieram Ciebie i tatę ze sobą. Nie potrafię tak was zostawić. Jess wszystko załatwił wszyscy wiedzą o naszym przybyciu.
***
Ładowaliśmy pudła do auta. Droga pod wskazany przez ukochanego adres była długa. To co zobaczyłam było przerażające. Ruiny jakiegoś starego zawalonego domu. Trudno. W pośpiechu rozpakowaliśmy pudła. Jess wyjął latarkę. Wpisał coś na niej i zaświecił, wszystko znikło. Wskazał drzwi. Nie był to stary dom tylko statek kosmiczny. Weszliśmy na pokład w milczeniu. Chłopak siadł za sterami, a ja pomachałam przez okno.
-Żegnaj Ziemio...-wyszeptałam.
Później nie było nic, aż do samej planety.


KONIEC
Liah


Pisała Liah cz.5


Wysyłajcie swoje opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się podpisać!


CZĘŚĆ PIĄTA
-... Vincent zaginął. W sumie uciekł. Był zamieszany w jakieś brudne interesy.-powiedział-Mam też drugą wiadomość. Nie jestem z tond-wyznał, a moje oczy otworzyły się szerzej.
-Ale skąd tak naprawdę jesteś i jak się tu znalazłeś??-zapytałam z małą nadzieją, że mnie nie porzuci.
-Jestem z innej planety. Przenoszę się tu gdy tracę przytomność-wyjaśnił, a ja padłam mu w ramiona. Był zdziwiony moją reakcją, jednak odwzajemnił uścisk.
-Wiesz. Jestem z Ziemi. Tam nazywają mnie "inną".-otworzył szeroko oczy.- Też trafiam tu w taki sposób jak Ty. Mam nadzieję, że także jesteś z Ziemi, bo po 15 roku życia nie można tu trafiać kiedy się chce. Taka podróż możliwa jest 1-2 w ciągu roku.-wytłumaczyłam. Byłam wyraźnie podekscytowana, wyczuł to.
-A potrafisz tak? Zaraz Ci coś powiem.-szepnął, a ja zdziwiona czekałam- Chcesz dokładkę??-zapytał mową telepatyczną.
-Tak-odpowiedziałam i zaskoczyłam go.-Ale skąd pochodzisz??-zapytałam by upewnić się, że będziemy mogli być razem, na zawsze.
-Z planety F127G.-zasmucił się-Oddalona jest od Ziemi o jakieś 105 tysięcy lat świetlnych. Na szczęście nasza cywilizacja jest tak rozwinięta, że taka podróż zajmuje 10 godzin-powiedział uśmiechnięty-Wiesz tak naprawdę pochodzisz z mojej planety. Kilkanaście lat temu wysłaliśmy parę z dzieckiem na waszą planetę. Zostali oni jednak zamordowani jako wysłannicy diabła. Ich dziecko przeżyło i spłodziło jednego potomka, który musi wrócić kiedyś z tamtego świata. Daj znać kiedy będziesz gotowa.-oznajmił i delikatnie pocałował w czoło, po czym odszedł.
Widzę, że już na mnie czas. Co mam tu robić sama? Idę powiedzieć rodzicom, że ich opuszczam. Wychowali mnie, porozumiewali się ze mną jak "Inni" rodzice. Wszystko mi tłumaczyli. Poproszę Jess'a, abym mogła ich zabrać ze sobą na F127G. Ciekawe czy żyję nieśmiertelnie? Nie wiem jak wyglądałoby moje życie gdyby rodzice umarli, a ja musiałabym żyć jeszcze z 1000 lat bez nich. Rozmyślałam jeszcze tak do końca podróży. Gdy się obudziłam poszłam spać. Nigdy nie miewam snów w czasie gdy śpię. Dla niektórych to dziwne, ale ja dostaję w zamian władzę nad moimi snami. To jest super, ponieważ nie muszę czekać aż obudzę się z koszmaru czy opuszczać niezłej komedii, ponieważ mama mnie budzi do szkoły. Jest tylko jeden minus. Mogę zginąć w śnie, a później zabrano by moje ciało w pół żywe by poćwiartować mnie i dopiero danoby mi odejść.
***
Szłam szkolnym korytarzem. Nie było mnie w szkole jakieś 7 dni. Byłam zdziwiona gdy nikt ani razu mnie nie zaczepił. Żaden człowiek nawet nie spojrzał na mnie kpiąco. Może znaleźli sobie nowy obiekt kpin. Dziwne no, ale zaczęłam się cieszyć, że najprawdopodobniej dadzą mi żyć jak zwykły człowiek. Weszłam do klasy 5 minut po dzwonku i zobaczyłam grupkę wytapetowanych szatynek i brunetek oraz chłopaka w kapturze, który siedział sam na uboczu. Zaraz, zaraz. Do mojej klasy miało dojść 5 osób. Ciekawe kto to.
-Dzień dobry Paulo.-przywitała mnie miłym głosem pani od angielskiego.
-Dzień dobry!-uśmiechnęłam się.
-Doszło do nas 6 osób. To Karolina, Wiktoria, Lena, Binka i Blanka.-przedstawila dziewczyny, które z początku złe, że pani wyrwała je z rozmowy uśmiechnąły się przyjaźnie do mnie i usiadły, wracając do rozmowy. Może nie są takie wredne jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. W każdym razie nie zamierzałam wytaczać im wojny.-Ten w bluzie to Vincent.-uśmiechnęła się i wskazała dłonią chłopaka w bluzie, który ani drgnął gdy usłyszał swoje imię.-Proszę usiądź obok niego, ponieważ nie ma wolnych miejsc obok innych uczniów.-w cale nie zamierzałam siadać obok innych. Kogoś mi przypominał z postury, ale za nic nie mogłam przypomnieć sobie kogo. Lekcja płynęła mi spokojnie 6 z odpowiedzi. Byłam z siebie bardzo dumna. Vincent w ogóle się nie ruszał. Pani chciała by przeczytał zadanie, ale on jakby wymyślonym głosem powiedział, że musi się zaaklimatyzować. Nie powiem był dziwny. W końcu skończyła się lekcja. Cała klasa wyszła, pani poprosiła mojego "kolegę z ławki" na rozmowę. Poczekałam przed klasą na niego. Nigdy dotąd nie ujrzałam jego twarzy. Było to dziwne, bo ja twarzy nigdy nie kryłam w kapturze za dużej bluzy.
-Może porozmawiamy.-zapytałam, a on chwycił mnie zatykając mi przy tym usta i wprowadził do męskiej toalety. Szarpałam się, chciałam się uwolnić. Nikogo nie było w środku, byłam bardzo przerażona. Powiem, że był bardzo silny jak na takiego chudego. Wprowadził mnie do toalety dla niepełnosprawnych. Była największa byłam pewna, że chce mnie zgwałcić. Gdy zamknął drzwi uderzyłam go tak mocno, że padł na podłogę. Zaczęłam go kopać z całej siły w brzuch i po twarzy. Nagle w pół przytomny ściągnął kaptur. To był Jess! Mój ukochany szczupły blondyn. Przyleciał do mnie, a ja prawie go zabiłam. Miał całą twarz posiniaczoną. Upadłam na kolana i zaczęłam go całować. Otworzył oczy uśmiechają się. Bardzo mi ulżyło.
-Nic mi nie jest, ale jeśli całowałabyś mnie tak za każdym razem gdy mnie pobijesz. Jestem na to gotów.-zażartował.
-Chcesz iść do domu?-zapytałam


CDN.
Liah


poniedziałek, 9 września 2013

Pisała Liah cz.4


Wysyłajcie swoje opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się podpisać!


CZĘŚĆ CZWARTA
-No i po sprawie.-powiedziałam patrząc na tatę.
Nic nie odpowiedział obrócił się na pięcie i wszedł do domu. Ruszyłam za nim. Szliśmy w ciszy krętymi schodami na górę. Weszliśmy do sypialni rodziców. Na łóżku leżała nieprzytomna mama. Już wiem dlaczego nie mogłam zemdleć. Mama oddała mi swoje siły, żebym nie robiła głupstw. Zawsze poświęcają się w najmniej odpowiednim momencie. No to wpadłam. Skoro pół siły czerpię od mamy kontroluje ona także moje myśli.  Jest kawałkiem mnie. Ojoj muszę się w końcu zamknąć.
Tato wskazał mi miejsce obok mamy. Poszłam się położyć. Już dawno nie leżałam w ich łóżku, zapomniałam jaka to frajda leżeć na wodnym łożu.
-Chcesz śnić??-zapytał tato, jakby nie znał odpowiedzi.
-A jak myślisz?-zasugerowałam
-Chcesz.-kiwnęłam głową, a on uśmiechnął się.-Odłącz się.
-Ale jak skoro mama podtrzymuje mnie przy życiu?-zapytałam poirytowana jego logiką.
-Panujesz nad swoją częścią ciała?-kiwnęłam głową.-To odłącz ją. Czerp siłę wyłącznie z mamy.
-A nic jej się nie stanie??-zapytałam niepewnie.
-Nic, ale zamknij oczy i nie poruszaj się, bo mama się nie obudzi, ok.-kiwnęłam głową.-Gotowa?
-Tak.-odpowiedziałam niepewnie.
Wyłączałam się. Po głowie przelatywały mi wszystkie myśli i momenty mojej matki. Droga do snów była długa, więc zawsze oglądałam jakieś przeżycie. Moje przeżycie. Niestety teraz mój mózg jest wyłączony i zapewne Dziadek Sen przydzieli mi przeżycie mamy. Ciekawe co to będzie. No w końcu coś się zaczęło "odtwarzać". Wtedy mnie zatkało. Przecież to... trójkąt seksualny mojej mamy. Ja chcę swój mózg, i swoje przeżycia z przyjaciółmi, a nie seksualne podboje mojej mamy. Dlaczego akurat to?? Dlaczego? Czym ja sobie zasłużyłam. To będzie chyba najgorsza podróż w moim życiu, ale nie zamierzałam zamknąć oczu i tylko słuchać. Postanowiłam stawić czoło temu co mnie obrzydza. Tak obrzydza. Wiem, że moi rodzice uprawiają seks jestem tego w pełni świadoma. Obrzydza mnie to co robi tutaj moja matka. Chcę, aby to już się skończyło. Po prostu chcę do Jess'a. Najgorsze jest to, że nie mogę zasnąć, muszę słuchać stękania tych kolesiów i mojej mamy. Nigdy nie dam się namówić na takie coś. Po bardzo długiej i wyczerpującej podróży obudziłam się w łóżku Jess'ego. Wiedział o moim przybyciu, ponieważ wtedy gdy ja śnię leżę najczęściej w łóżku znajomych i śpię.
-Witam księżniczkę.-powiedział z uśmiechem blondyn.
-Hej.-powiedziałam i zaczęłam go całować.
-No, no nie zagalopowiałaś się?-zapytał przestając mnie całować.-Najpierw zjedz obiad.-Uśmiechnął się.-Zrobiłem twoje ulubione danie. Spagetti.-powiedział i poszedł do kuchni.
Wstałam i uzmysłowiłam sobie, że jestem naga. Poszłam jak stałam do ukochanego i złapałam go od tyłu. Chciał mnie złapać, ale przesunęłam się i stałam na wprost niego. Zaczął mnie całować. Siłą powstrzymywałam się by nie ulec jego "czarom". Wziął mnie na ręce nie przestając całować i ułożył na kuchannym blacie. Wskoczył obok mnie i delikatnie się na mnie położył. Poczułam ciarki, ale nie poddałam się jeszcze. Gdy ściągnął koszulkę ucałowałam jego umięśnony tors.
-Nie zagalopowałeś się?-zapytałam i popatrzałam się na niego kusząco.
-Nie.-powiedział i już chciał mnie pocałować, ale ja zwinnie wysmyknęłam się z jego objęć i podeszłam do stołu.
-Chodź, bo obiad wystygnie.-pouczyłam go i poszłam się ubrać.
Pragnął mnie, bardzo. Chciał choćby lekkiego dotyku. Czułam to. Ufał mi, a ja jemu. Kochaliśmy się i jeśli cos spróbowałoby stanąć nam na przeszkodzie miałoby ze mną do czynienia. Gdy się ogarnęłam w 5 minut poszłam do jadalni spróbować jego spaghetti. Siedział i czekał na mnie. Był smutny, coś go trapiło nie dawało mu żyć. Nie mam pojęcia czy nie był to nieudany stosunek. Ostatnio nie widziałam Vincenta. Może on wie co mu się stało i dlaczego się nie pojawia. Usiadłam w ciszy naprzeciwko niego i już chciałam zaczynać jedzenie gdy złapał mnie za rękę.
-Wiesz co z Vincentem?-zapytałam kozystając z okazji.
-Tak.-przełknął gulę śliny.-Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać.
-Coś mu się stało?-kiwnął głową.-Ale co powiedz błagam.
 -Pamiętaj, że to także mój przyjaciel i także jestem załamany i się tym martwię.-przerwał by nabrać powietrza.-Obiecaj, że zjesz obiad i nie będziesz się tym zadręczać. Nie porzucisz mnie dla innego. W sumie mam dla ciebie dwie bardzo ważne wiadomości, które odegrają znaczącą rolę w moim i twoim życiu-powiedział blondyn z płomykami nadziei, że zgodzę się na jego warunki. Tak zjem jego spaghetti.
-Ale jeśli nie posmakuje mi ten obiad?-zapytałam próbując zażartować. Uśmiechnął się.-Zgadzam się.-powiedziałam pewna obaw. To co zaraz powie nie może mieć znaczącego wpływu na moje relacje z nim, no chyba, że jest mordercą i ukrywa się przed strażami. To by wiele wyjaśniało.
-Nie ważne co się zdarzy i co masz mi do powiedzenia i tak Cię kocham-wstała i podeszłam do niego. Pocałowałam go namiętnie. Z nim byłam gotowa przejść przez najgorsze piekło. 
-Tak, więc...


CDN.
Liah


Pisała Liah cz.3



Wysyłajcie swoje opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się podpisać!


CZĘŚĆ TRZECIA
 Cholera. Co się działo. Zauważyłam obok psa. Doberman, kochałam je. Smukła czarna sylwetka i dwie biszkoptowe plamy na szyi. Był piękny. No tak. Doszło do mnie, że Dobermany to niemieckie psy "mordercy". Wykorzystywane były do łapania zbiegłych z obozów koncentracyjnych. Kiedyś to była maszyna do zabijania. Gdy tak sobie rozmyślałam, zostałam zawleczona do domu przed moich rodziców i policjanta. Też mi coś dostanę reprymendę i do pokoju. Zaraz, zaraz coś mi nie pasuje. Policja. Policja w domu. Rodzice jej nienawidzili, tak jak ja. Chodzi o coś grubszego, więc ktoś narozrabiał. Tym ktosiem jestem jak zwykle ja. Nie rozumie o co chodzi stałam tam i patrzałam się na policjanta. Z pogardą w oczach zmierzyłam go od stóp do głowy. I posłałam piorunujące spojrzenie. Automatycznie zamknął oczy i siadł na kanapę. Tato złapał mnie za rękę i poprowadził do kuchni.
-Co ty do cholery wyprawiasz!-szepnął.-Wiesz w ogóle po co on tu jest??
-No raczej nie. Zaskocz mnie.-powiedziałam opanowanym i poważnym tonem z trudem powstrzymując śmiech. Nie, nie potrafiłam być poważna.
Ojciec pokręcił głową, marszcząc przy tym brwi.
-Jesteś podejrzana o zabójstwo.-wyznał patrząc się na mnie obojętnie.
-Ale, ale... ale kogo??-wydukałam, patrząc się na niego jak na przybysza z kosmosu.
-Dziewczyny z łóżka obok. Podobno odłączyłaś aparaturę i uciekłaś.-wytłumaczył mi- Chodź policjant Ci wszystko wyjaśni.-powiedział i otworzył przede mną drzwi.-I bez takich numerów mi więcej, bo Ci oczy wydłubię-zaśmiał się. Uwielbiałam jego śmiech. Gdy wystawiał na wierzch swoje bialutkie zęby. Zawsze byłam szczęśliwsza i poprawiało mi to humor. A teraz. W cale nie chciałam opuszczać kuchni. Chciałam zemdleć. Znów odlecieć. Być lekka i... I nie żywa. No cóż może kolejny raz dane mi jest przegrać. Trudno odsiedzę całe życie w więzieniu. Świetną mam perspektywę na dalsze życie. Pierwszy raz w życiu nie mogłam stracić przytomności. Pierwszy raz. Nie wiem dlaczego. Weszłam do salonu. Gdzie czekał na mnie już wścibski policjant. Przedstawił się i zaczął się wywiad, bo kto przepuściłby takiej celebrytce jak ja wywiad.
-Gdzie była Pani nocy z 14 na 15 grudnia?-zapytał tym opanowanym i śmiesznym tonem.
-W szpitalu, ale uciekłam. Nie lubię szpitali. Myślałam, że rodzice mnie wyciągną, ale oni pogawędzili z lekarzem i poszli.Byłam zdenerwowana.-przerwałam by zaczerpnąć nieco tlenu.- Wiem, że rodzice zostawiają otwartą piwnicę, więc nie byłoby problemu z wejściem do domu.-powiedziałam, za dużo niż miałam do powiedzenia. No ale cóż. Nie mogą mnie zamknąć w pudle.
-Wie Pani może czy odwiedzał ktoś zamordowaną Annę, z łóżka obok??-zapytał nadal tym śmiesznym tonem
-Tak.-odpowiedziałam- Istotnie był u niej chyba chłopak-powiedziałam próbując go naśladować za co tato wszedł mi na umysł i trzepnął porządnie.
-Jeszcze jeden taki żart i nie będziesz prze pół roku u swoich znajomych.-zagroził mową telepatyczną.
-No ok, ok-powiedziałam
-Mogłabyś go opisać?-zapytał.
-Oczywiście. Przyjrzałam mu się dokładnie, ponieważ myślałam, że to nowy uczeń z mojej klasy przyszedł mnie odwiedzić. Jednak się myliłam-odetchnęłam na chwilę-Miał na sobie czarną bluzę z kapturem i czarne rurki. Twarzy nie było widać. W dłoniach trzymał białe róże. Podszedł do łóżka obok.-przerwałam, by odetchnąć i w tej chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich chłopak z pokoju. Wyostrzyłam zmysły. Tak ten zapach. To on zabił tą dziewczynę i to on złapał mnie w ogrodzie.-Kolejny. Po co tu przyszedłeś?-zapytałam.
-To jest mój siostrzeniec. Odbywa staż w policji i mi pomaga w śledztwach.-odpowiedział mi pośpiesznie komisarz.-Tylko tyle zauważyłaś? Żadnych znaków szczególnych??
-Przepraszam, ale czy pański siostrzeniec mógłby powiedzieć ,,Miłość zabija, niestety. Więc żegnaj jeśli nie dajesz mi szansy."?-zapytałam ożywiona.
-Ale po co? Umarła mu nie dawno dziewczyna.-powiedział oschle.
-To bardzo ważne.-powiedziałam nie dając za wygraną.
-No, dobrze. Jeśli to takie ważne.-powiedział i zawołał siostrzeńca.-Panna Paula ma do Ciebie sprawę.
-Jak się ubierasz na co dzień?-zapytałam jakbym była policjantem.
-Bluza, dresy lub rurki i tyle-powiedział.
-Ok, możesz powiedzieć jeszcze ,,Miłość zabija, niestety. Więc żegnaj jeśli nie dajesz mi szansy."-zapytałam już na maksa podniecona.
-Miłość zabija, niestety. Więc żegnaj jeśli nie dajesz mi szansy.-powiedział. A ja wstałam, a w oczach miałam płomyki.
-To on zabił tą dziewczynę. Poznaję miał na sobie czarną bluzę i rurki. W ręce trzymał bukiet białych róż. Słuchałam co mówił do zamordowanej i najbardziej w pamięci utkwiły mi te słowa. Nie patrzyłam się na niego. Obróciłam głowę gdy usłyszałam pikanie sprzętu. Siedział normalnie i nic nie robił.-złapałam oddech, i spojrzałam na niego. Spojrzałabym gdyby nadal stał przy drzwiach.-A teraz Wam ucieka!-Krzyknęłam i wszyscy poderwali się z miejsc. Nie uciekł daleko, ponieważ brama była zamknięta. Komisarz skuł go dla pewności.
-A jak wyjaśnisz, że na wózku z opatrunkami, taśmami i rękawiczkami były tylko twoje odciski palców.-zapytał i uśmiechnął się triumfalnie. A ja tylko pokazałam rękę. Uśmiech zszedł z jego twarzy tak szybko jak się tam pojawił. Zabrał siostrzeńca do radiowozu i odjechał.


CDN.
Liah


Pisała Liah cz.2



Wysyłajcie swoje opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się podpisać!


CZĘŚĆ DRUGA
Obudziłam się. W sumie to dla lekarzy i bliskich oprzytomniałam. Nie mogłam oddychać. Leżałam w jakimś czarnym worku, w którym brakowało mi tlenu. Zaczęłam miotać się na wszystkie strony. Miałam cichą nadzieję, że ktoś mi pomoże... Otworzy ten cholerny worek! Nie słyszałam nic. Nagle poczułam dotyk uspokoiłam się nieco. Rozpiął się zamek. Zaczęłam łapać powietrze jak ryba. Otworzyłam oczy, które nie przydały się podczas pobytu w worze. Ujrzałam przerażonego tatę i mamę z lekarzem obok. Ich miny nie były przyjazne. Lekarz był przerażony, a rodzice zdenerwowani. No tak mówili, abym uprzedzała ich jeśli będę chciała odlecieć na czas dłuższy niż 1 dzień.
-Ale przecież ona... ona nie żyła. Umarła. Nie było pulsu, akcji serca i... i mózg nie pracował.-wydukał lekarz z przerażeniem.
-Mógłby nas pan zostawić? Chcemy porozmawiać.-powiedziała zdenerwowana mama.
-Dobrze.- lekarz zdziwiony jej zdenerwowaniem wyszedł zamykając drzwi za sobą.
-Wiesz ile Cię nie było?!-spoważniał tato, zdenerwowany, jednak nie krzyczał. Co mogliby pomyśleć ludzie na korytarzu. Krzyczy, bo córka mu odżyła.
-No zaskocz mnie.-olałam to.
-3 dni-powiedziała mama-Trzy dni leżałaś nieżywa, a my przekonywaliśmy lekarzy, żeby nie wysyłali Cię do kostnicy. Robiłam wszystko, żebyś się wybudziła, ponieważ dostaliśmy 3 dni-więc już wiem dlaczego mnie coś ciągnęło, abym oprzytomniała-Ten dzisiaj to był dzień 4, więc ożyłaś i prawie umarłaś jako INNA.-powiedziała z pouczeniem i zdenerwowaniem.
-Ale mamo.-chciałam się usprawiedliwić, ale przerwał mi tato.
-Była umowa. Jeśli chcesz się odłączyć, mówisz to nam i pod naszym okiem śnisz. A nie wchodzisz do klasy i umierasz w progu.-zirytował się tato.
-Nie bądź dla niej taki surowy.-skarciła go mama.
-Po pierwsze dostałam miotłą w głowę. Po drugie nie chciałam tracić przytomności. Po trze...
-Proszę już zostawić pacjentkę samą.-wtrącił się lekarz-Wykonamy badania i zostanie jeszcze dzień na obserwacji.-podsumował lekarz i wyprosił rodziców z sali.
Tak te ich chore eksperymenty. Po moim trupie. Widziałam przez szybę jak rodzice rozmawiali z lekarzem. Tak znów mnie wypisują. Nigdy nie zrobiono mi badań. Nigdy. Dlaczego? Ha. Dlatego, że moja krew jest biała, i działa jak środek żrący na każdy wytwór ludzki, ale nie na ciało, czy włosy o ile były naturalne. Poza tym, moje serce bije bardzo wolno, podczas snu, czy właśnie omdlenia wcale lub 1 uderzenie na minutę. Nie chciałabym więc stać się obiektem badań. Tak chcę znów być całowana, przez Jess'a. Wtulona w niego. To się nie może powtórzyć. Nie mogę go pragnąć ponad wszystko. Podobno z miłością w życiu łatwej, przez wszystko przejść i wygrać każdą walkę. Jestem inna. Zawsze ciekawiło mnie czy Vincent i Jess także są inni i żyją na tym oziębłym globie prześladowani i odrzucenie przez społeczeństwo. Rodzice także nie ułatwiają mi życia. Ciągłe zakazy i ograniczenia. Oprócz tego, że pomagają mi uporać się z tą odmiennością i tłumaczą co i jak, nie pomagają mi zbytnio. Mama jest kochana, ale nadopiekuńcza, a ojciec? Ciągłe zakazy. Mama próbuje mnie jakoś od niego uwolnić, ale na nic się to zdaje. Drzwi się otworzyły i ujrzałam w nich zakapturzoną postać. Zapewne mężczyzna. Czarna bluza z kapturem, i szare rurki. Tego bym się nie spodziewała. Obstawiałabym dresy z krokiem do kolan. W ręce trzymał bukiet róż. Nie, nie czerwonych jakby się można było spodziewać. Czerwone róże to znienawidzony przeze mnie znak miłości. Róże białe. Nieskazitelne. Jakby wykonane ze szkła przez mistrza. Podszedł do łóżka obok i wstawił kwiaty do wazonu. Usiadł i złapał kobietę za rękę. Zaczął do niej mówić.
-Kochanie obudź się. Błagam. Tak Cię kocham, przepraszam nie chciałem naprawdę. To moja wina. Miłość zabija, niestety. Więc żegnaj jeśli nie dajesz mi szansy.
-Miłość zabija.-wyszeptałam, tłumiąc to dodatkowo kaszlem. Bardzo ciekawe. Brzmi to jak pożegnanie.
Nagle coś prze ułamek sekundy zapiszczało. Odwróciłam się i popatrzałam na niego. Siedział. A niech sobie papla do tej dziewczyny idę spać. A przynajmniej spróbować zasnąć.
Mężczyzna jeszcze coś tam bełkotał, i późnym wieczorem wyszedł. Gdzie rodzice? Powinni mnie uwolnić, dobrze wiedzą jak źle znoszę pobyt w szpitalu. No cóż. Na szczęście nie pozwolili mnie przebrać. Więc wstałam założyłam buty i wyrwałam wenflon. Cholera! Kolejna rana. Kiedy ja się nauczę, że to się wyciąga pociągnięciem do siebie, a nie rozrywa skórę. Miałam koło łóżka stolik z wacikami, taśmą itp. wzięłam kilka gazików. Położyłam na ranę i zawinęłam dłoń bandażem. Bandaż został automatycznie wypalony, a waciki ku mojemu zdziwieniu zostały po raz pierwszy zaakceptowane przez moje ciało. Tak były bowiem rzeczy, które moje ciało potrafiło zaakceptować. Była to konieczność ku drodze do normalnego funkcjonowania. Wyszłam szybkim krokiem z sali. Nikogo nie było na korytarzu. Pokój pielęgniarek był po przeciwnej stronie niż wyjście. Byłam u końca korytarza, gdy na drodze stanęła mi pielęgniarka.
-A pani dokąd?-zapytała.
-Właśnie wychodzę. Byłam odwiedzić bliską mi osobę.-skłamałam. Byłam w tym mistrzem.
-Aha. To życzę dobrej nocy.-odpowiedziała z uśmiechem.
-Ja również.-powiedziałam szybko. Pośpiesznym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia.
Wolność. Byłam przed szpitalem. Ruszyłam w stronę ulicy. Miasto było opustoszałe. Szłam ulicą do domu. Duża rezydencja otoczona 2 metrowym ogrodzeniem. Nie dało się wejść tam ogrodzeniem, tylko brama. No i ewentualnie moja dziura, którą wykopałam w wieku 10 lat tak na wszelki wypadek. Kilka razy jej używałam. Potajemna ucieczka z domu jaki potajemny powrót to pestka. Drzwi do piwnicy zawsze otwarte. Odkryłam dziurę i wślizgnęłam się do niej. Byłam już na terenie posiadłości. Zakryłam dziurę po obydwóch stronach i ruszyłam przygarbiona do wejścia do piwnicy. Nacisnęłam klamkę i pociągnęłam.
-Cholera! Zamknięte.-Powiedziałam pół szeptem, aby nie obudzić ochroniarzy. Nagle złapał mnie ktoś od tyłu i zakneblował. Musiałam iść, bo inaczej zostałabym zaciągnięta po ziemi. Tak wejście do mojego domu jest łatwe. A nawet bardzo łatwe.


CDN.
Liah


Pisała Liah cz.1


Wysyłajcie swoje opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się podpisać!


CZĘŚĆ PIERWSZA
Mam na imię Paula. Postaram się wam przedstawić mój świat. Ten wykańczający świat, który nie raz się na mnie wypiął i ma mnie w dupie.
Jestem szczupłą, 14 latką, która ma białe włosy i taką samą karnację. Nie wymagam wiele od moich rodziców. Jedna bluza, na rok za duża o 2 rozmiary w razie gdybym urosła. Mama chce mi kupić ubrania, ale ja nie chcę. W szkole nie jestem lubiana czy popularna. Na przerwach siedzę w kącie z kapturem na głowie. Ubieram się na czarno w kilka bluz i rurki, ale nie jestem emo. Nie słucham także rapu. Jestem, bardzo szczupła, dla niektórych chłopaków jestem wieszakiem na ubrania. Nienawidzę siebie, kilka razy chciałam się zabić, ale zawsze ktoś mnie ratował. Mam za sobą naprawdę traumatyczne przeżycia. Gdy miałam 12 lat zdechł mi chomik i ktoś rozjechał mi psa. 2 miesące później na przejażdżce konnej mojego konia potrącił tir. Lekarze mówią, że cudem przeżyłam. Kierowca twierdzi, że widział wieki błysk, później tylko porozrywanego na kawałki konia i mnie w kałuży krwi. Gdy przyjechałam do szpitala dostałam 2 litry krwi. Każdy zastanawiał się jakim cudem się nie wykrwawiłam, czy nie zapadłam w śpiączkę. W moim pamiętniku przed tą tragedią miała napisane "Poświęcenie". Olałam to i pojechałam na przejażdżkę, aby to wszystko poukładać w głowie i odnaleźć sens tego proroctwa. Na wyjaśnienia długo czekać nie musiałam. Od tamtego czasu jestem zamknięta w sobie. Nie wiążę się, aby nie stracić znów tego co kocham.
***
Jak zwykle szłam korytarzem na lekcje. Miało dojść do nas kilka nowych osób. Kolejni, którzy zrobią zemnie pośmiewisko. Tak teraz chłopacy szaleją za dziewczynami z bandmką na głowie, bokserce, jeansowych szortach i vans'ach. Weszłam do sali i oberwałam miotłą w głowę, bolało. Leżałam na podłodze w plamie krwi. Klasa umilkła, nie było w niej nauczyciela. Nikogo kto mógłby mi pomóc, tak bardzo tego potrzebowałam. Byłam słaba, dlatego taka blada jak ściana. Oczy szare zamulone, powoli odpływałam do krainy snów, i w tym momencie straciłam przytomność. Bardzo dobrze wiem jak się mdleje, ponieważ zdarza mi się to średnio 2 razy w ciągu tygodnia. Rodzice mówią, że jestem wyjątkowa. Jestem cudem, czy coś takiego. Bardzo chciałabym zobaczyć jak to jest mdleć tak normalnie, bez efektów specjalnych. Jak to jest odpłynąć nie śniąc o niczym. Nigdy nie zaznałam tego spokoju.
***
Jestem stoję. Znów. Mam nadzieję, że tym razem nie wezwą mnie tak szybko. Czym ja się martwię, po prostu nie wstanę i tyle. No to chodźmy ku przygodzie. Miałam dzisiaj spędzić czas z Vincentem. Kochany przyjaciel. Szukałam go po całym mieście, naszych ulubionych miejscach. W końcu postanowiłam sprawdzić jego dom. Stanęłam jak wryta. Myślałam, że to sen w śnie. Dotychczas doskonale ułożone i posprzątanie mieszkanie zamieniło się w pobojowisko, czy ruiny. Błagam, żeby tylko nie nasłał go tu jego ojciec tylko nie on. Chyba szykuje nam się mała misja ratunkowa. Tak w tych snach jest jeden haczyk. Wszelkie obrażenia jakie tu odniosę przekładają się na moje zdrowie w tym prawdziwym świecie. Idę do Jess'ego spytać się co się stało. Szłam pustymi uliczkami. Kochałam Jess'a ale nie skrzywdziłabym go tak. Niech lepiej znajdzie sobie inną. Złamałby mi tym serce, dobrze o tym wie. Wszyscy marzą o miłości z odwzajemnieniem. Ja ją dostałam, ale odrzucam tę propozycję. Przegram. Przegram kolejną walkę o to co kocham. Szłam przepełnionymi ludźmi ulicami, myśląc co się może zdarzyć i rozmyślając o innych bzdurach. Nagle zza jakiegoś domu wybiegł Jess, porywając mnie za sobą. Nie uciekaliśmy przed nikim, ale też nikogo nie goniliśmy. Najszybszy człowiek w "krainie", a ja miałam nadążać. Myślałam, że zaraz się wywrócę i będzie mnie ciągnął po ziemi. Nie wiedziałam gdzie biegniemy. Ach ta spontaniczność. Pomyślałam z sarkazmem. Wbiegliśmy do jego domu. Moje drugie mieszkanie. Mam tam kosmetyki i ubrania. Od razu stanęłam zdenerwowana, piorunując go wzrokiem.
-Ej co to był za maraton po mieście?!-spytałam z ironią, a jednocześnie zaciekawieniem w głosie.
-Czy ty oszalałaś?!-wykrzyknął- Po mieście grasują strażnicy i zabijają każdą napotkaną na ulicy kobietę!
-Ojej. Mogłeś mnie nie ratować. Dobrze wiesz, że od dawna planuję samobójstwo i nigdy mi to nie wychodzi!-powiedziałam, z niewdzięcznością w głosie.-Idę się umyć.
Po godzinnej kąpieli wyszłam w koszuli nocnej. Jess przytulił mnie mocno od tyłu i zaczął całować po szyi. Wiedział jak działają na mnie jego pocałunki. Pragnę więcej i więcej. Nie kontroluję wtedy umysłu. Chcę, aby doszło do tego tak jak stoimy
-Kocham Cię.-powiedział między pocałunkami.
Nasze ciała przylgnęły do siebie. Nie myślałam już o konsekwencjach. Chciałam tego wodziłam dłonią po jego, już nagim ciele. Nasze ciała opadły na łóżko nie przestając się pieścić. Całował mnie tak namiętnie, że musiała bardzo starać się nie odłączyć. Nasze ręce wodziły po naszych nagich ciałach. Nogi splatały się na przemian z rękoma, które błądziły po naszych włosach.


CDN.
Liah


poniedziałek, 2 września 2013

Opowiadanie Madlen



Wysyłajcie swoje opowiadania na email : elo.kochanie@wp.pl Tylko proszę Was wysyłajcie już opowiadania w całości!:) Wszystkie zostaną opublikowane i pamiętajcie się podpisać!



Hejka, mam na imię Martyna i mam 16 lat. Moje życie jest do bani (chyba tylko ja tak twierdzę ale cóż poradzić ), mam cudowną przyjaciółkę, dużo kasy, brak kontroli rodziców i zakochałam się w chłopaku który nawet nie wie że istnieje. Jestem zapaloną fanką piłki nożnej i też trochę gram. W szkole mówią że jestem trochę jak chłopak, bo większość czasu spędzam na boisku, a nie przed lusterkiem jak te lalunie z toną tapety na ryju.
Chłopak o którym wspominałam wcześniej ma na imię Patryk, jest wysoki, wysportowany i zabójczo przystojny. Chodzi do klasy z moim starszym bratem Maxem i jest jego najlepszym przyjacielem.      
Patryk podoba mi się odkąd zobaczyłam go pierwszy raz na treningu.  Patryk gra jako prawy obrońca, jest jednym z najlepszych zawodników w drużynie, kolejnym, zaraz po moim braciszku który jest czołowym napastnikiem w lidze, chciały wykupić go już dwa kluby ale on twierdzi że 'zacząłem grę w tym klubie i tam ją zakończę'.
Jest wierny, ale chyba tylko swojemu klubowi, Maxio zmienia dziewczyny z imprezy na imprezę. Na szczęście Patryk nie jest taki, jego ostatni związek trwał ponad rok i rozpadł się przez to ze ta lafirynda zdradziła go z innym chłopakiem z drużyny a potem przepraszała go i wciskała kit że była zbyt pijjana i takie tam. Ale pomijając to Patryk nie wie że mi się podoba, chyba nawet nie wie że jestem nie tylko młodszą siostrą Maxa ale też dziewczyną. Chłopcy z drużyny znają mnie jedynie jako młodszą siostrę kapitana która gra prawie tak dobrze jak on. Haha, niedługo będę grała lepiej niż on.
                Jak co roku na koniec sezonu mój brat organizuje ogromna domówkę, niczym taką jak z 'Projektu X'.
Dużo alkoholu, fajek, skrętów i oczywiście narkotyków. Nie przepadam za tymi imprezami ale niestety trzeba je jakoś przeżyć. Właśnie nadchodzi czas corocznej imprezy i w tym roku moja przyjaciółka postanowiła mnie namówić żebyśmy wzięły w niej udział (zazwyczaj gdy impra trwała w najlepsze, ja spałam u Liw) ale w tym roku coś miało się zmienić i zmieniło się. Nie powiem że jestem piękna, ale jestem wysoka i szczupła, mój brat twierdzi ze gdybym zmieniła swój styl to była bym nawet ładna i mógłby się za mnie brać (tu zawsze wybucha śmiechem). Razem z Liw dzień przed domówką wybrałyśmy się na zakupy do Hous'a , Liw twierdzi ze tam są najlepsze kiecki w całym mieście. Na przymierzaniu przeróżnych sukienek spędziłam ponad trzy godziny, Liw co chwile donosiła mi do przymierzalni inną sukienkę. Gdy znalazłyśmy tą 'idealną' poleciałyśmy kupić mi szpilki (nie chciałam ich ale Liw się uparła). Liw wybrała dla siebie brzoskwiniową zwiewną sukienkę podkreślającą jej dość duży biust, mi natomiast wybrała błękitną podkreślającą moje duże niebieskie oczy i jasną cerę kontrastującą z kruczoczarnymi włosami. Oczywiście kupiła mi szpilki w których kompletnie nie umiem chodzić, więc do sukienki założę moje cudne niebieskie conwersy. Po zakupach pojechałyśmy wprost do mojej chaty. Szybko wbiegłyśmy po schodach i zabarykadowałyśmy się w moim pokoju. Liw się pomalowała a gdy skończyła zabrała się za mnie, pomimo moich sprzeciwów zostałam umalowana. Liw uwielbia się malować (nie tylko siebie), lecz nie jest pusta 'laleczką barbie' jak większość dziewczyn kręcących się w pobliżu chłopaków z drużyny. Gdy skończyłyśmy była już 18.30 i za pół godziny mieli zbierać się goście, a my postanowiłyśmy zejść na dół i pomóc Maxowi w przygotowaniach. Liw była wniebowzięta gdy mój braciszek powiedział że świetnie wygląda (Oliwia od długiego czasu wzdychała na widok tego 'casanowy'). Gdy roznosiłyśmy przekąski nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, Max się szykował więc poszłam otworzyć, za drzwiami ujrzałam Patryka, który gdy mnie zobaczył staną jak zamurowany i nie mógł wydusić z siebie słowa. Gdy powiedziałam żeby wchodził on odpowiedział:
                -Ma... Maaarr....
                - Tak, to ja . To sprawka Oliwi, wejdziesz w końcu czy będziesz stał za  drzwiami ?
                - Wejdę. (tutaj obdarzył  mnie swoim zadziornym uśmieszkiem)
                Muszę powiedzieć że świetnie wyglądasz. Świetna  robota Liw.
                -Dzięki. Mnie też się podoba. Idę sprawdzić co u Maxa, zostawię was. - Odrzekła Liw

Gdy Oliwia znajdowała się na schodach Patryk włączył muzykę i  zaprosił mnie  do tańca.
                - Wiem że się powtarzam ale wyglądasz cudnie, wiesz od dłuższego czasu chciałem Ci coś powiedzieć ale nie wiedziałem jak.
                - A więc słucham.
                - Boo...
                - No dalej przystojniaku. Wyduś to z siebie.
                - No bo od dłuższego czasu bardzo mi się podobasz.
                - Naprawdę ? No bo wiesz, ty tez mi się bardzo podobasz.
W tym momencie Patryk mnie pocałował. Max z Liw stali na schodach przyglądając się  całej tej sytuacji.
                - No, no stary. Dlaczego ja nic nie wiem że lecisz na moją siostrę ? - Powiedział Max z wielkim uśmiechem na ustach.
                - Zjeżdżaj. I też byś może powiedział coś Liw, bo dłużej twojego gadania nie wytrzymam.
Po tych słowach Max strzelił buraka i wziął Oliwie żeby z nią porozmawiać. Gdy wyszli z kuchni szli już przytuleni do siebie. I wszyscy żyli długo i szczęśliwie.




KONIEC
Madlen